Strona:Stefan Grabiński - Engramy Szatery.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mal wyprowadzony z równowagi Szatera — pytam się, kto puścił osobowy ze stacji?
Podurzędnik wpatrywał się w przełożonego zdumionemi oczyma.
— Pan naczelnik był sam przy ekspedjowaniu pociągu — wyjąkał wreszcie, nie rozumiejąc, o co właściwie chodzi.
— Ja puściłem ten pociąg? Ja? Ja sam?.. To niemożliwe.
— Jeszcze parę minut temu sam widziałem na własne oczy. Stał pan naczelnik tam, pod tą latarnią i dał znak do odjazdu. Całe szczęście, że jeszcze w porę. Pociąg i tak przytrzymano na stacji o pięć minut za długo. Pospiesznego z Pochmarza tylko co nie widać. Biły już sygnały wyjazdowe.
Szatera powiódł ręką po czole.
— Nie do uwierzenia — szepnął, zatapiając oczy w przestrzeń — nie do uwierzenia...
I powoli odszedł torami w kierunku, skąd miał nadejść pospieszny.