Strona:Stefan Grabiński - Engramy Szatery.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przez szybę okna widział, jak wagony skwapliwie zanurzają się w ciemność, jak maszyna, chcąc nadrobić spóźnienie, pruje przestrzeń w przyspieszonem tempie, jak wypuszczony z uwięzi pociąg umyka, co pary w tłokach, z niebezpiecznego postoju... Ocalony!...
Szatera ocknął się jakby z głębokiego uśpienia Wyzwolone z drętwoty palce chwyciły nerwowo główkę aparatu i podjęły przerwaną czynność... Zaczęły bić sygnały. Naczelnik odjął rękę od przyrządu i jak wicher wypadł na peron.
— Dlaczego osobowy z Rakszawy już odszedł. — zapytał groźnie pierwszego z brzegu funkcjonarjusza.
— Nie rozumiem, panie naczelniku — brzmiała odpowiedź.
— Jakto, „nie rozumiesz“? wrzasnął nie-