Strona:Stefan Grabiński - Engramy Szatery.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wagonów, podnosili raz po raz w górę latarki na „odjazd“, kierownik pociągu z trąbką przy ustach czyhał na powrót naczelnika i wyzwalający gest jego ręki...
A czas był już najwyższy. Za 10 minut miał zajechać na ten sam tor pośpieszny z Pochmarza. Dziesięć minut! Właśnie tyle czasu, ile potrzeba było pospiesznemu do przebycia przestrzeni dzielącej obie stacje, a osobowemu, by dotrzeć do punktu najbliższego rozwidlenia torów i stąd zboczyć na bezpieczną już linję.