Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ostatecznie — rzekł, przenosząc powoli oczy na mnie — Pradera poniósł powtórnie porażkę. To, na co liczył, powierzając ją twej opiece, fatalnie zawiodło. Amelja padła ofiarą jego mściwości. Zwyciężyły ją płeć i jej nieodłączna sojusznica, miłość.
— Tak — lecz te fakty nie dają mi bezwzględnej pewności, że wypłynęły z woli mocy wyższej, że leżą rzeczywiście na linji wstępnej ewolucji i przyczyniły się do usunięcia z drogi przeszkód, wstrzymujących lot Ducha.
— No tak — pewności tu niema. Przyznam ci się otwarcie, że o śmierci Amelji narazie nie mogę ci nic ważkiego powiedzieć; fakt spadł na mnie zbyt nagle, bym mógł już dzisiaj ocenić głębsze jego znaczenie. Zresztą chodzi tu o kobietę; w podobnych wypadkach sprawa wikła się i komplikuje bardzo, bo wchodzi w grę żywioł seksualny, poniekąd autonomiczny, który często nie styka się wcale z rubieżami wyższego rzędu. Nie wykluczam wprawdzie głębszych związków, jakie może posiada twoja tak tragicznie sfinalizowana afera miłosna, lecz narazie nie umiem ich uchwycić. To pewna, że pod koniec swego życia Amelja nie była istotą normalną i że bezpośrednia przyczyna jej śmierci, zdaje się, wyszła z „tamtej strony“. Zresztą, jak ci wiadomo, rozstrzyganie w podobnej kwestji jest rzeczą bardzo ryzykowną. Objawy, które towarzyszyły jej dniom ostatnim, można tak rozmaicie tłumaczyć...
— Masz słuszność. Lecz jeśli przyczyny jej lęku nie były wytworem halucynacji ani skutkiem objawów