Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyłączyć z łańcucha? Kogo? Powiedz!
— Amelję!
Toczyski zwrócił się zakłopotany do pani domu:
— Wybaczy łaskawa pani formę i treść życzenia. Lecz w transie wolno medjum nie liczyć się ze względami towarzyskiemi. Obecność łaskawej pani w łańcuchu widocznie mu przeszkadza; prawdopodobnie płyną od niej prądy, które utrudniają wywiązanie się jego teleplazmy.
— Czy mam opuścić pokój? — zapytała Amelja, powstając.
— Broń Boże! Wystarczy, jeśli łaskawa pani usiądzie tam w głębi, poza obrębem naszego koła... No cóż? — zwrócił się zkolei do Monitora, gdy pani Pradera zajęła miejsce w „pasie neutralnym“, w kącie salonu. — Czy teraz jesteś zadowolony?
— Zaśpiewajcie coś! — odparło medjum swym bezdźwięcznym, monotonnym głosem.
— Zanućmy mu coś z „Marty“. To jego ulubiona melodja.
W pokoju rozległa się po chwili łagodna, sentymentalna arja ze starej, romantycznej opery Flotowa.
— Przyćmić światło! — wypłynął rozkaz z zaciśniętych kurczowo ust Monitora. — Otworzyć okno!
Gdy blask lampy nabrał odcienia soczystej, głęboko stonowanej czerwieni, a przez uchylone okno zaczął wsączać się do wnętrza chłód wiosennego zmierzchu, stan śpiącego uległ widocznej zmianie. Ciało jego zaczęło wyginać się w nerwowych podrzutach, z piersi