Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oswobodziwszy się łagodnie z jej ramion, zaświecił żyrandol i nacisnął taster od lampy w salonie.
— Spadł wazon z palmą, którą ci dziś przysłałem — stwierdził, wszedłszy do sąsiedniego pokoju.
Spojrzała nań z przerażeniem:
— Zły znak na początek. I to w dodatku podarek od ciebie na nowe mieszkanie. Czy wazon ocalał?
— Nie. Pogruchotany na drobne kawałki. Trochę to dziwne; spadł przecież z nieznacznej wysokości.
Stropieni i smutni podnieśli palmę i przesadzili tymczasowo do glinianego naczynia. Reszta wieczoru upłynęła im nieswojo...

Wypadek z wazonem był przygrywką do szeregu innych objawów, które zdradzały niedwuznacznie charakter prześladowczy i napastliwy. Niemal żadnego wieczora nie obyło się bez podejrzanych szmerów lub niemiłego wypadku. Bez widocznego powodu meble przewracały się, cienie sprzętów nabierały konturów podobnych do maszkar, po pokojach szczelnie zamkniętych i dobrze ogrzanych przeciągały chłodne powiewy.
Najgorsze były noce. Amelja spała w tym czasie krótko i nerwowo. Niejednokrotnie budziła się nagle zlana zimnym potem przerażenia i skarżyła się, że czyjaś ręka przesuwa się po jej twarzy chłodnemi, wilgotnemi palcami, lub że czuje na szyi oddech ciężki, lodowaty.