Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy łączą cię z tą okolicą miasta jakie wspomnienia?
— Wspomnienia... Czy ja wiem?... Może majaki snu... niedobrego snu... Lecz mniejsza o to.
— A zatem zgadzasz się?
— Jeżeli ci się tam tak bardzo podoba, owszem. Ale wracając do twego obecnego stanu — czy to, co odczuwasz tutaj, jest zwykłym, nerwowym niepokojem, czy też jest to coś bardziej określonego?
— Od paru dni słychać w pokojach szmery i dźwięki; meble bez powodu wydają cichy, suchy trzask, odzywają się jakieś szepty... Początkowo myślałam, że ulegam złudzeniom i dlatego nic ci o tem nie mówiłam. Przed chwilą, zanim wszedłeś, usłyszałam stąd w sypialni odgłos, przypominający ludzki stęk. Gdy krzyknęłam, nadbiegła Michalska i zaczęła mię uspokajać. Wtedy nadszedłeś.
— Zwykłe halucynacje akustyczne wywołane lekkim rozstrojem nerwów. Ponadto meble może się pozsychały — ogrzewasz pomieszkanie dość silnie.
— Nie, nie! Nie wmówisz we mnie, że wszystko to — to wrażenia czysto subjektywne. Poza tem jest coś innego.
— Zmienisz zatem mieszkanie; będziemy razem i wszystko wróci do dawnego porządku.
— Ale dzisiaj już zostaniesz tutaj, Tadziu — prosiła, oplątując mu szyję ramionami.
Zamknął jej usta pocałunkiem na znak zgody...