Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzekła z pokorą, kładąc mu głowę na ramieniu. — Będziesz mi musiał niejedno wytłumaczyć.
— Wybornie! Będziemy czytali razem. A potem pójdziemy do teatru oglądać dzieło wielkiego starca. Właśnie komunikaty zapowiadają wznowienie całego cyklu.
— Doskonale!
— Ale, ale! Przedtem możesz poznać głęboki utwór innego norweskiego pisarza. Jutro grają Björnsona „Ponad siły“. Będzie to znakomite przygotowanie do rzeczy trudniejszych, jakiemi są wizje sceniczne Henryka Ibsena. No, cóż? Pójdziesz?
— Z prawdziwą ochotą, mój ty słodki nauczycielu!
I poszli nazajutrz wieczorem do teatru.
Wrażenie, jakie zrobił dramat na Amelji, było ogromne. Wychowana pod „troskliwem okiem“ ś. p. męża niemal wyłącznie na banalnych farsach i komedjach francuskich lub też na domorosłych, zapatrzonych na tamte sztuczydłach, odetchnęła w szlachetnej i czystej atmosferze prawdziwego piękna. Zwłaszcza zakończenie części pierwszej wstrząsnęło nią do głębi. Utwór wielkiego dramaturga poruszył w jej bogatej i pełnej nieodkrytych dotąd możliwości duszy nowe, nieprzeczuwane przez nią struny. Drzemiące od lat pytania, zbywane zwykle przez Praderę uśmiechem ironji lub lekceważącem wzruszeniem ramion, zmartwychwstały pod ożywczem tchnieniem wielkiej sztuki. Przez parę najbliższych dni żywo omawiała z ukochanym poruszone w dramacie zagadnienia.