Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niczego sobie. Wie pani, zdaje mi się, że ta dziewczyna nierada mnie tu widzi.
Uśmiechnęła się z przymusem, pokrywając nagłe zmieszanie.
— Też przypuszczenie! Zdawało się panu.
— Być może.
— Zresztą, sądzę, że chyba tem nie będziemy się krępowali. — I przeszła do innego tematu. Koło siódmej, gdy zaczęło się zmierzchać, zaproponowała mu spędzenie wieczoru razem w cyrku. Zgodził się, chociaż niechętnie, bo nie lubiał tego rodzaju rozrywek. Wkrótce potem unosiło ich auto w kierunku placu Solarnego.
Wśród podrzutów pojazdu uczuł Pomian, jak parę razy nieznacznie, lubo bez widocznej potrzeby oparła się oń rozkosznym ciężarem swego ciała. Przypadkiem czy naumyślnie, gdy wóz skręcał gwałtownie z Senatorskiej na Zieloną, nogi ich spotkały się i przywarły do siebie kolanami na długą, upajającą chwilę.
Koło trzy na ósmą siedzieli już obok siebie w jednej z lóż pierwszego piętra. Gdyby nie obecność uroczej wdowy, Pomian byłby się wtedy zanudził na śmierć. Program przedstawienia stereotypowy, pełen efektów grubych i drażniących zmysł wzroku irytował go i męczył. Natomiast mógł swobodnie obserwować Amelję.
Pani Pradera zdawała się śledzić przebieg ewolucyj cyrkowych ze szczerem zajęciem. Zwłaszcza jedna z nich, pod koniec przedstawienia, przykuła jej uwagę. Były to nader trudne i ryzykowne ćwiczenia na rucho-