Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

winiętej postaci pozostawał owal twarzy pociągłej, z orlim nosem, o rysach może trochę zaostrzonych; łagodziły je oczy ciemne, przedziwnie opalizujące, pełne zadumy i ognia zarazem. Cera śniada, smagława, rzadka u blondynek dziwnie zlewała się z barwą włosów jasnych, o połyskach złocistych.
Niezwykła jej uroda działała silnie na zmysły, budząc równocześnie uczucia nieokreślonego niepokoju i podziwu. Piękna pani należała do typu kobiet, które, wzniecając pożądanie u płci drugiej, zarazem narzucają jej pewien patos dystansu. Z niewiadomego powodu w mężczyźnie zakochanym w tego rodzaju kobiecie rodzi się obawa, czy zdobycie jej fizyczne nie będzie świętokradztwem — obawa, która potęgując pociąg płciowy, równocześnie nie pozwala przekroczyć granic i utrzymuje w stanie dręczącego zawieszenia. Amelja Pradera kojarzyła w sposób wyjątkowy sprzeczne ze sobą żywioły: miała coś z anioła i coś z lubieżnej, zdolnej może do orgjastycznego szału samicy.
— Zastosowałem się do życzenia łaskawej pani — przerwał Pomian trochę już żenujące milczenie.
— Dziękuję — odpowiedziała głosem dźwięcznym, altowym. — Nie chcąc dłużej nadużywać pańskiej cierpliwości, powiem mu odrazu, o co chodzi... W parę dni po śmierci męża znalazłam w biurku jego pomiędzy papierami dwa listy: jeden do mnie, drugi do pana. W liście do mnie mąż mój wyraził we formie ostatniej woli życzenie, abym po upływie 8 miesięcy od jego zgonu odesłała ten list pod pańskim adresem.