Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i świątyń. Smutny, pożegnalny jego refleks, przywarłszy do jednej ze ścian pokoju, powoli wędrował w górę gdzieś w kierunku stropu i bladł w oczach, dogorywał...
Pomian podniósł się ociężale z sofy i podszedł ku biurku. Na zielonem tle sukna odcinał się wyraźnie, niemal wyzywająco, biały prostokąt papieru.
List!...
Wziął go do ręki i na chwilę zawahał się: otworzyć zaraz, czy odłożyć do jutra? Może coś nieprzyjemnego?
Lecz delikatna woń fiołków ulatniająca się z listu, podziałała zachęcająco. Rozerwał kopertę i rzuciwszy okiem na podpis, zdumiał się. Pisała pani Amelja Pradera, wdowa po ś. p. ministrze.
— Szczególne! — pomyślał, wpatrując się z niedowierzaniem w piękny, silnie zindywidualizowany charakter pisma. — Szczególne! Czego może chcieć ode mnie ta kobieta?
I szybko przebiegł oczyma treść listu.

— Szanowny Panie! — pisała żona jego wroga. — Spełniając ostatnią wolę ś. p. Męża mego, pragnęłabym widzieć się z Szan. Panem i zamienić z Nim parę słów w pewnej ważnej, dotyczącej ś. p. Męża mego sprawie. Sądzę, że najodpowiedniejszym terenem dla naszego spotkania będzie mój dom; byłabym Mu szczerze wdzięczną, gdyby zechciał odwiedzić mię w którąś środę lub sobotę między 5-tą a 7-mą po południu. Mieszkam obecnie przy ul. Lipowej l. 23, I p. Proszę przyjąć wyrazy szczerego szacunku

Amelja Pradera.