Strona:Stefan Grabiński - Cień Bafometa.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A gdzież to ten „Bugaj“? Miejsce jakie odpustowe, czy co?
Pomian uczuł, że zabłąkał się znów pomiędzy jakieś wertepy.
— Jakto, babusiu — nie wiecie, gdzie jest przedmiejski przysiółek zwany powszechnie Bugajem? Nad rzeką, tuż za Zieloną Rogatką.
— Cha, cha, cha! — zachichotała cicho Teklusia. — Już wiem, już wiem, co wielmożny Pan ma na myśli. Ale to nie żaden „Bugaj“, proszę łaski pana, jeno „Dębinowa Kępa“. Wielmożnemu panu coś się pewnikiem pomyliło. A co do owych Dni Krzyżowych — nic mi nie wiadomo. Ktoś wielmożnemu panu nabajał o tem dubów smalonych. Gdyby coś tam takiego było, pierwszabym o tem wiedziała. Pan Pieniążek, zakrystjan, mój kmotr i powinowaty cośby mi o tem powiedział.
— Ostawajcie z Bogiem, matko — pożegnał babkę Pomian, przerywając indagację.
— Boże was ta prowadź, panie! Bóg zapłać za jałmużnę! Pan Jezus zdrowia niech użyczy! — odpowiedziała, przeprowadzając go spojrzeniem starych, zakisłych oczu...
W 20 minut później Pomian był już u siebie przy ul. Źródlanej. Przyjął go Józef, jakgdyby nigdy nic, z łagodnym, wyrozumiałym uśmiechem. Poczciwy wyga nigdy się niczemu nie dziwił. Tak już przywykł do rozmaitych dziwactw i niespodzianek w życiu swego pana, że wszystko, cokolwiek odbiegało od codziennej normy, przyjmował jako rzecz naturalną i samo przez się zro-