Strona:Stefan Garczyński - Wacława dzieje.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
75
CZĘŚĆ DRUGA.
WACŁAW żywiej.

Ale czemuż litości nad nami nie macie?
Co tobie szkodzić mogły sny moje dalekie
Żeby je rwać i niszczyć? — kiedy myśli lekkie
Wzbiją nas choć na chwilę, wyżej, trochę wyżej,
Otóż już ojciec biegnie — siostra — brat — znajomy,
Choć żaden się do ciebie na krok nie przybliży!
Każdy — jak ów przewodnik co z chmur sączy gromy,
Dla ostrożności domów wyrosły nad domy —
Stosunkami, przyjaźnią — wabi cię z daleka
Póki na nowo w glinę nie wlepią człowieka!

HELENA.

Gniewasz się na mnie?

WACŁAW.

Gniewać? — tożby gniewem było?
O; nie wierz temu, mnie zawsze tak miło
Być w towarzystwie ojca, brata, siostry!
Dziś tylko — bo wiatr tak zimny i ostry
Dziś — noc tak ciemna — dziś chmury tak płyną —
Gdyby nas ojciec, kto inny zobaczył?
Jakżeby dziwnie rzecz tę wytłumaczył!
Niewinna, sama byłabyś przyczyną
Szyderstw i obelg — kar i potępienia,
Ja może dzisiaj — jutro bez wątpienia —
Porzuć te płacze — Bóg czuwa nad wszystkiem,
On wszak i ciebie nie puści z opieki,
On widzi listek i czuwa nad listkiem,
On jarzmi wiatry — oprowadza rzeki —
Wszystkim strumieniom bieg po świecie znaczy.
Miałżeby ludzi opuszczać jedynie?
Smutek ci łzami z serca nie wypłynie,
Nadzieja słaba — moc wielka rozpaczy!
Porzuć te płacze — zapomnij! — z kim innym —

HELENA.

A! tak się świadczę Bogiem i sumieniem
Żem ja niewinną, aleś ty jest winnym!
Więcże myślałeś że jak wy — my zmienim?
Za każdą chwilę — duszę — ołtarz — Boga?
Ach! kto anioła ocenił w swej duszy,
Ten się na słowo śmiertelnych nie wzruszy.
W piekło i w niebo nie taż sama droga!
O nie — tyś mocny — i ja mam przysięgę,
I jak ty mogę przekleństwami władać,