Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nadlatywały dźwięki orkiestr, grających w parkach; to znów wzbijał się wgórę, jak balon, odległy gromadny okrzyk rozbawionego tłumu; czasami wyleciał, jak gołąb, z otwartych okien domów dźwięk pojedyńczy śpiewu lub śmiehu; sypały się perełki rozmów głośnych, wesołych, wszystkiemu zaś wtórował tam w dole poszum chodników ruchomych, sygnałów samochodowych, pociągów elektrycznych, biegnących po szynach...
A starzec stał wciąż z ręką wyciągniętą ku wschodowi, podobny do posągu grozy. Nagle opuścił rękę.
— Abderyci![1] — krzyknął głosem piskliwym. — Oni i ciebie gotowi zrobić szaleńcem.
— Znajdą w tobie, ojcze, Hipokratesa — odparł, uśmiechając się, Znicz głosem cichym, ale wymawiając wyraźnie każde słowo. — A przytem nie sądź ich tak źle. Choć ogarnięci beztroską dobrobytu, muszą zrozumieć niebezpieczeństwo, gdy im dowiodę...
— Tłum zawsze tłumem! — przerwał zgryźliwy starzec. — Wieki mijają, a jedno i to samo hasło brzmi ponad wszystkie inne: „Panem et circenses“ lub „Ukrzyżuj!“

Nie zmienił się tłum i dzisiaj. Daliście masom szkoły, daliście dobrobyt i beztroskę. Nikt nie kłopoce się dziś o jadło jutrzejsze. Prawda! Ale — tu wskazał palcem kościstym na strzeliste wieże

  1. Przypis własny Wikiźródeł Abderyta (gr. Abderítes mieszkaniec Abdery w Tracji) — pot. głupiec, prostak, nieuk.