Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

koju dokładny profil głowy ludzkiej o twarzy przypłaszczonej i szyi wyciągniętej naprzód.
— Oto twój Azjata! — powtórzył za Parkerem wesoło. — Widzisz, jak łatwo ulec można złudzeniu pod wpływem chwilowego podniecenia.
Pani Ira patrzała, milcząc, na czarny profil głowy, przesuwający się ledwie dostrzegalnym ruchem po ścianie i wydłużający się ku dołowi. Znicz znów ujął białą jej rękę, Parker zaś mówił, zapomniawszy już o chwilowej przerwie.
— Rozmowę, utrwaloną na taśmie fonograficznej, moglibyśmy i tutaj przetłumaczyć, z konieczności bowiem posiadamy już w biurach miejskich tłumaczów rozmaitych języków azjatyckich. Ale byłoby to niepraktyczne. Wywiadowcy Azjatów dowiedzieliby się niewątpliwie o tem wcześniej, niż należy, lepiej więc będzie, jeżeli zabierzesz ją do Wersalu. Co się tyczy tajemniczego samolotu, który ulotnił się stąd w chwali, gdy wasz stanął na dachu, to nadesłane mi dziś raporty nocne nie wspominają o żadnym wypadku aresztowania za przekroczenie przepisów o oświetleniu statków powietrznych, samolot więc Azjatów musiał zapalić światła, wzbiwszy się na przepisaną wysokość, i zmylił czujność policji.
Pani Ira spojrzała niespokojnie na mówiącego.
Parker dostrzegł to spojrzenie i odparł:
— Niech pani będzie spokojna. Od tej chwili mieszkanie wasze strzeżone będzie specjalnie,