Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sce, a zwłaszcza o jej stolicy, stanowiącej dziś olbrzymie wrota do Europy zachodniej?
Tu, w tem mieście-olbrzymie, powstała już na prawym brzegu Wisły, w miejscu, gdzie jeszcze w dwudziestym wieku ciągnęły się lasy Miłosny, cała dzielnica mongolska.
I jak niegdyś turyści, zwiedzający San Francisco, zaglądali obowiązkowo do dzielnicy, zwanej „Miastem chińskiem“ (China Town), tak teraz Warszawa dawała im tę samą sposobność, ale w daleko szerszym zakresie. W warszawskiem „Mieście azjatyckiem“ rozsiadły się teatry i restauracje nietylko chińskie, ale także koreańskie, tybetańskie, syjamskie i anamickie. Na każdym kroku zwracały tu uwagę dziwaczne szyldy, barwne wystawy sklepowe, słupy uliczne z powiewającemi na nich w dni świąteczne papierowemi smokami, ptakami i flagami. I nieraz zamigotał w oczach przechodnia z głębi świątyni o dachach kanciastych i zakrzywionych złocony posąg Buddy, a w nozdrza wpadała woń przenikliwa wonnych pałeczek drewnianych, tlących się przed ołtarzykami domowemi Azjatów.
Z dzielnicy tej wylegały codziennie na Warszawę tysiące kosookich postaci, śpiesząc bądź na usługi do białych, nie znających już dawnej patrjarchalnej służby domowej, bądź to na handel domokrążny lub do zajęć najrozmaitszych, stanowiących niejako odpadki pracy, na których podniesienie nie chciał się trudzić beztroski, syty