Strona:Stefan Barszczewski - Czandu.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oklaskami słuchaczów — dlatego, że was odtrącono, że „klika“ zarozumialców rozporządza się losami Europy, gardząc „wolą ludu“. Bo któż, jeżeli nie oni, rozpętał to dzikie widmo krwawej wojny, któż, jeżeli nie oni, wzniecił ten pożar w Azji? Widocznie zależało im na tem. Drażnili i podjudzali lud azjatycki, dopóki nie doprowadzili go do rozpaczy, dopóki nie wywołali żywiołowego odruchu! A ty, ludzie, cierp za to, płać krwią i życiem!
Ale czas jeszcze, obywatele, kres temu położyć. Czas jeszcze wyciągnąć bratnią rękę do Azji... Dawnemi czasy brzmiało piękne hasło: „Proletarjusze wszystkich krajów łączcie się!“ Ja wołam dzisiaj do was: Ludy Europy łączcie się, powalcie tyranów! Bo gdy „lud“ wielkim głosem przemówi, padną, jak drzewa wichrem strzaskane, gwałciciele woli jego. A wówczas porozumiemy się łatwo z braćmi naszymi ze Wschodu. Powtarzam: Czas jeszcze, obywatele, do wielkiego, zgodnego czynu! Precz z „kliką“! Precz z narodowemi zniczami, które rozniecają tylko pożary! Co nas obchodzi barwa skóry? Wszyscy jesteśmy braćmi! Wszyscy mamy prawo do życia....
— I głodu! — zagrzmiał nagle głos potężny i Znicz stanął na estradzie.
Wszedłszy do hali, gdy wszystkich oczy zwrócone były ku mówcy, i przecisnąwszy się przez szeregi zasłuchanych adjutantów Ludka, stanął obok niego, zanim zdołali się opamiętać.