Strona:Stefan Żeromski - Wybór Nowel.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bo nigdzie więcej nie zarobią, a tu mają zarobek pewny. Tym sposobem uzbierało się trochę grosza dla ciebie.
— Tak, to właśnie dostrzegłem w rachunkach.
— I to jest cały sekret, oskarżycielu! Złodziejem nie byłem, i da Bóg, nie będę!
— I ja nim być nie chcę, mój ojcze. To też ośmset pięćdziesiąt rubli muszę zwrócić.
— Komu masz zwracać? Ja tych pieniędzy nie przyjmę... wiedz o tym... nie przyjmę. Nie mogłem ci dawać na utrzymanie i edukację więcej, Bóg widzi... Ale co mogłem... Starałem się choć trochę wywiązać z powinności ojcowskiej.
— To nie ojciec dawał mi na edukację i nie ojcu mam zwrócić ten dług gorzki i straszny...
Dominik Cedzyna wysoko podniósł brwi i ze zdumieniem patrzał na syna.
— Ty chyba masz bzika, mój Piotrusiu. Cóż ty pleciesz?
Doktór Piotr usiadł przy stoliku, przysunął arkusz czystego papieru i zaczął mówić powoli:
— Wartość każdego towaru po ukończeniu produkcji składa się z kapitału stałego (oznaczmy go literą c), z kapitału zmiennego, czyli płacy najemników (dajmy na to v), i z tak zwanej wartości dodatkowej, czyli zysku, co oznaczam literą p. Stosunek wartości dodatkowej do kapitału zmiennego, czyli zysku do płacy najemnika, p : v, pokazuje stopę wartości dodatkowej, czyli normę wyzysku. Obliczmy, proszę ojca, skrupulatnie przychód i rozchód...
Nad wieczorem dopiero skończył się zajadły spór między ojcem i synem. Obadwaj zamilkli pod wpływem tej zaciętości, co zdaje się zamykać serce tak szczelnie, jak się zamyka wieko trumny nad drogimi zwłokami.
Stary obojętnie i z pogardą patrzał na krzątanie się doktora Piotra dokoła walizki. Od czasu do czasu szy-