Strona:Stefan Żeromski - Wybór Nowel.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i umykać, — aż tu wyrasta przed nim, jak z pod ziemi, Lalewicz, kłania się i powiada:
— Bon-dziur, Obala…
Chłop cisnął deski na ziemię, splunął nieznacznie i stoi. Było pewnego rodzaju podobieństwo między nim i jego kobyłą. Chudy, wyschnięty, wywiędły, zczerniały, niski, z niebywale wypukłymi plecami, — robił wrażenie jakiegoś narzędzia do podważania ciężarów, czegoś w rodzaju dźwigni…
Z pod olbrzymiej jak poduszka, czerwonej magiery wysuwały się włosy długie, bez połysku, nieczesane od dawna, bo wisiały w nich źdźbła słomy i siana. Miał na sobie dwa kawały płótna: koszulę do kolan zgrzebną, w kształcie spódnicy, pod szyją czerwoną tasiemką zawiązaną i przepasaną na biodrach pasikiem; spod koszuli do kostek sięgały spodnie takież zgrzebne, a takie stare, takie czarne i tak podarte, że, patrząc na nie, doznawało się chęci wołania w niebogłosy: dawajcie, Obala, wasze spodnie na wystawę paryską, niech wie cywilizacja, że i wy produkujecie rzeczy wygody w miarę sił i środków! — Kolana miał zgięte raz na zawsze, jak konik polny, i na tych kolanach dziury w spodniach, nie wskutek rozdarcia powstałe, ale wytarte okrągłe, jak od wypalenia. Patrzałem na jego nogi, porosłe gnojem, czarne, z wykrzywionymi palcami, z paznokciami jak u zwierzęcia, z piętami spłaszczonymi i wepchniętymi w tył, i doszedłem do przekonania, że cywilizacja nie zaniosła chyba do garderoby Obali ani jednej jeszcze pary butów.
A twarz nie była brzydka: — zwykła chłopska twarz niby wykuta z piaskowca przez początkującego rzeźbiarza, bezmyślnie zimna i spokojna, twarz iście dżentelmańska, niczem nieporuszona. Od nosa zbiegały ku brodzie dwie zmarszczki głębokie, w których skóra