Strona:Stefan Żeromski - Wybór Nowel.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miłosnej pieśni. I ta zacichnie w rosach dalekich… Wtedy zadumane olszyny słuchają urwanych, radosnych wybuchów głosu, podobnych do pocałunków. Ale nie czas nam słuchać Szopena olszyny.
Wkraczamy już na szerokie łąki. Nad lasem ciemność się zmniejsza, — nie rozprasza się jeszcze, lecz rzednie: Jest to niby łuna dogasającego pastuszego ogniska. Obok nas ciemno tak jeszcze, że ledwo możemy dojrzeć wyżła Puka, o dwa kroki biegnącego przed nami. Zbliżamy się, brnąc po wysokiej trawie, do lasu, idziemy jego brzegiem po wrzosach, utykając na kretowiskach i krzaczkach jałowcu. Derkacze skrzeczą na przemiany w łąkach, gdzieś daleko odzywa się pierwsza przepiórka i melodyjny jej głos odbija się w lesie. Weselej iść w ciemności z jej wołaniem: — pójdźcie żąć, pójdźcie żąć!…
Jak woda przepływają i otaczają nas zimne fale leśnego chłodu, nasycone zapachem poziomek, jałowcu, młodej wikliny, smoły sosnowej, całym tym nie dającym się opisać, wilgotnym, gęstym, duszącym, a tak zdrowym zapachem lasu, ukrytego w mgłach porannych. Pachnie to, jak dziki bukiet.
Blado-niebieski firmament zaczyna wreszcie przeświecać między gałęziami sosen. Zdało się, że eter przejrzysty las napełnia. Nieruchomo, bezwładnie, jakby pogrążone w znużeniu, leżą w powietrzu zwieszone ku ziemi gałęzie sosen. Kontury grubych, w burych sukmanach pni sosnowych odkreślają się już, a jednak toną w niebieskości jak ryby w wodzie, plamami są w jednym wielkim kolorze, rozpływają się w tym żywiole, w szarym przedświcie. Dostrzedz już można mgły nad łąkami i pod niezmiernie ostrym kątem padający na nie cień lasu. I odbywa się w oczach zawzięta walka, bój nad boje, cienia ze śwatłem, odbywa się szybko, niespostrzeżenie, jak uciekanie czasu. Posuwają się