Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
118

szare. Na przewiędłych ścierniskach siedziały zadumane wrony. Grusza polna, samotna w przestworze, miała w sobie jakowąś powagę i jakby władzę nad temi rolami. W dali były wzgórza zorane, blisko opustoszałe zarośla. We mgle, kędyś daleko, wiatrak leniwie obracał swe skrzydła. Piotr wpatrywał się w ten pejzaż tak niebogaty, i myślał o nim poswojemu, w sposób, który się na mowę przełożyć nie da. On go przerabiał, przekształcał, orał, zabudowywał, przekopywał i zasiewał. Lecz i taki, jak był, z sennym wiatrakiem w dali, z samotną gruszą w polu, widok ten stawał się własnością duszy. Słowo jakieś nielogiczne, moskiewsko-polskie, jak jesienna pajęczyna w przestrzeni, snuło się poprzez duszę...
Stryj Michał miał dziwne przyzwyczajenie: palił fajkę na krótkim cybuchu, ale tylko w drodze. W domu — nigdy. W drodze również lubił prowadzić dyskusye polityczne. Można było sądzić, że owa fajka wprowadza go na tory polityki. Poglądy stryjaszka były dziwną mięszaniną, do której trudno się było przyzwyczaić. Na wiele zjawisk tego świata zapatrywał się w sposób tak radykalny, że to aż zastanawiało. Nie były zresztą te, możnaby powiedzieć, zapatrywania jego osobistemi wywodami, lecz jakgdyby wiecowemi uchwałami, myślą wyrosłą z tamecznych gromad człowieczych. Tyczyło się to przedewszystkiem spraw gospodarstwa małorolnego. Stryj Michał znał, oczywiście, te rzeczy i wiedział, co mówi. Piotr nie mógł nigdy z nim dysputować, bo teoretyczne stawianie