Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 2.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
103

obniżenie się poziomu zawartości kosza, że i dno przeglądać poczęło. Zasnęli wśród przyjaznej rozmowy w ciszy i spokoju starego domu. Gdy się Piotr nazajutrz obudził, było późno. Kawa, otoczona różnemi rodzajami chleba, stała oddawna w pierwszym pokoju, oblegana natarczywie przez muchy, zaciekłe od przeczuć jesieni. Zjadając godne ilości chleba z masłem i popijając śmietankę z kawą, oficer artyleryi rozglądał się po pokojach. Spostrzegł, że u stryjaszka jakiś się przepych zagnieździł: były nowe obrusy z cyframi haftem znaczonemi, poszewki, prześcieradła, ręczniki, a nawet, co już przekraczało granice wiarogodności, serwetki, uroczyście porozkładane przy nowych talerzach.
— Kama, — myślał Piotr, — sprawiła stryjaszkowi wyprawę, wybierając się za mąż za swego mecenasa.
Wyszedłszy zaraz po śniadaniu w pole, gdzie stryj dozorował orki jesiennej we trzy pary koni, wyjawił tę myśl o nadmiarze ręczników. Stryja ta uwaga trochę zawstydziła i napełniła melancholią. Począł wymawiać to Kamie:
— Nawiozło mi tu dziecko tych jakichś web i płócien, nakładło tego pełne szuflady. Tu serwety takie, tam owakie... Nigdy ja się w rodzaje tych serwet nie zapuszczałem i nie mam takiej pasyi. Będzie miała tylko stara Jagna co wykradać zcicha a kolejką. Ona to zrobi systematycznie, bo gdzież to ludzkie oko może upilnować takiej rzeczy.
— Ech, pesymizm! — zawołał Piotr.
— Serwetki... — zakonkludował stryj, ze zdumieniem a nawet z pewną pasyą rozkładając ręce.