Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
76

w tym kraju, gdyby nie Rosya, — jakieby tu trzeba na gwałt podjąć i wykonać prace, chociażby w tej okolicy, gdzie mieszkam... Ileż tu jest do zrobienia — na gwałt, dniem i nocą, za całe zmarnowane dziesiątki lat! Ale cóż to gadać napróżno! Mieszkam tu już tyle czasy, całe niemal życie, i nie widziałem jednego ździebełka zmiany na lepsze. Nic! Wszystko, jak było złe, tak jest. Złe doznaje poparcia. Szerzą złe i głupie dla złego. W tym celu wytężają swe siły, żeby złe wiecznie trwało.
— To czemuż sami nie zmieniacie złego na dobre?
Stryj Michał uśmiechnął się pobłażliwie.
— Słyszałeś może, kiedyś tu przyjechał, w lecie, jak to mój ojciec groził memu znowu synowi, Wiktorowi, że naczelnik straży ziemskiej dopytuje się o jego sprawki. Zdawałoby się, że Wiktor — to jaki włóczęga, albo koniokrad. Dzieci moje nie robią nic złego. Uczą w ciągu lata, oświecają potrosze, żyją z ludem w przyjaźni, radzą, tworzą, co się da, jakiś sklepik, spółkę, szkółkę. Wszystko to jest „dobre“, najniezbędniejsze, najzbawienniejsze, konieczne, jak powietrze, chleb, woda i mydło. Widzisz, że w tych stronach za takie rzeczy „nie gładzą po główce“. Rząd sam nic literalnie nie zrobi w tym kierunku i nikomu zrobić nie da.
Piotr był nieprzyjemnie dotknięty tem, co słyszał. Nie umiał zaprzeczyć, a nie chciało mu się potakiwać. To też zamilkł. W przemówieniu stryja uderzył go jeden szczegół, — wzmianka o tem, czem mógłby zostać naród polski, gdyby się sam