Strona:Stefan Żeromski - Uroda życia tom 1.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
114

uchodząc cożywiej do zaprzyjaźnionej rzeczypospolitej. Tatjana była już raz poprzednio, — bardzo krótko zresztą, — we Francyi, — Piotr nie znał jej wcale, generał bardzo pobieżnie. To też mademoiselle Mathilde i Tatjana stały się przewodniczkami. Piotr zamieszkał na lewym brzegu Sekwany w pewnym skromnym pensyonacie, — generał z córką w pierwszorzędnym hotelu na bulwarach, a Matylda umieściła się daleko u krewniaczki w okolicach placu Clichy. Na samym początku pobytu Paryż uderzył Piotra barwą i formą anarchii ulicznej, która się stała rutyną i skutecznie walczy z usiłowaniem wdrożenia nowoczesnego porządku. Zadziwiało i bawiło wszystko: stare wehikuły konne z woźnicą w lakierowanym kardynalskim kapelusiku, jak za czasów Balzac’a, — bezładne krążenie powozów, — handel uliczny na chodnikach, w budach nad ściekami obok najwykwintniejszych na świecie witryn na bulwarach, — niewiarogodne zaśmiecenie ulicy, — krzyk kamelotów i nastawanie przekupniów o zdecydowanem spojrzeniu... Poza tym zewnętrznym przejawem nęciło miasto bezdennej i nieskończonej pracy, wrzącej i wiecznej... Niewymowną rozkosz sprawiało wpatrywanie się w to rojowisko, jedyne na ziemi. Piotr błąkał się zrazu po ulicach we dnie i późno w noc, jeździł, wsłuchiwał się w rozmowy, chodził do wykwintnych restauracyi i nocnych kabaretów, zwiedzał muzea, biblioteki, galerye, kościoły, sale uniwersyteckie i koncertowe, teatry, więzienia, sądy i grobowiska. Po upływie pewnego czasu chaos wrażeń pierwiast-