Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po głowach. Z huculską filozofią nikt się do mnie nie pcha. Co do tego, pozwólcie, przypomnę wam principium antiquum: „kazał Seneka, stij swynio zdałeka“.[1]
— A swoją drogą, mój bracie — przypomniał sobie ksiądz Buraczyński, zwracając się do księdza Pasjonowicza — nie powinniście byli temu staremu palnąć takiego komplimentu. „Filozof“ to u nich oszust i spekulant. Dawniej rąbali się o to, teraz latają z tym na skargę do sądu aż do Kosowa. Trzeba poznać ich język. U mnie w parafii dobrzy chrześcijanie.
— Istotnie — przyznał ksiądz Pasjonowicz — macie rację, księże kanoniku, nie powinienem był tego mówić. Ale człowiek jestem tylko, nie można wciąż pamiętać tych głupstw. Widzicie? — skarżył się znów młodemu księdzu — „filozof“ to u nich śmiertelna obelga. I wszystko na wywrót. Na przykład kolęda. Niby to obrząd, a w swoim czasie władze świeckie, a także kościelne zakazały chodzenia po kolędzie. Bo z tego były bunty, brewerie, bo ja wiem... Potem to wróciło. I bez obrazy, księże kanoniku, wasz diak Kropiwnicki, wielki teolog od małego abecadła, niemało się do tego przyczynił. To wiadomo.
— Nie teolog — bronił stary kanonik — po cóż tak? lecz bogobojny, pomaga gorliwie od lat. Ten kler laicki sui generis, nie śmiejcie się, ma znaczenie dobroczynne. Niesłusznie podejrzewa się mego diaka o jakieś samozwaństwo. Kto zna Biblię, odkryje jego źródła bez trudu. Ci przepisywacze, komentatores gorliwi, nieraz więcej posłuchu znajdują niż obojętni duchowni. Kropiwnicki to stary magazyn.
— Niech wam będzie, byleby bez tego pyłu z magazynu. A raczej bez sosu podejrzanego — śmiał się ksiądz Pasjonowicz. — Ale kolęda, to z Biblii? Cóż to za kolęda? Zabawna ale nie chrześcijańska. Zaczynają niby to od cerkwi, biorą krzyż poświęcony i skarbonkę. Wówczas według zwyczaju okrążają proboszcza i tańczą z toporami kruhlek. Taniec swawolny, wesoły. To jeszcze nic. Jak na kpiny i na pewno dla wyzwania duchownych śpiewają, wykrzykują podczas tańca, i to koło cerkwi, pieśń swawolną, co mówię, sprośną, wyuzdaną, cóż zrobić? Trzeba też się uśmiechać, czekać cierpliwie aż się zabiorą. Potem jeszcze w uszach dzwoni to niechlujstwo.

— Przyznacie wszakże — korygował kanonik — że tylko jeden raz koło cerkwi coś w ten deseń śpiewają. I wiedzcie,

  1. Stój świnio z daleka.