Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/513

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Fudor puścił kłąb dymu, po czym stuknął ważnie palcem w gruby pas.
— Ja? Ja delegat — w delegacji do pani dziedziczki.
Panna Basia rozpędziła się do odpowiedzi, lecz Warwaruca spoglądając błagalnie i kładąc palec na usta powstrzymała ją. Znów tylko kwoka gdakała i ogień palił się w obu piecach. Trzaskał dziarsko w piecu piekarskim a pęłkotał sennie w drugim gdzie grzały się sagany z mlekiem i kuleszą. Potem usłyszano lekkie kroki na schodkach i na ganku kuchni. W drzwiach stanęła pani Otylia. Warwaruca przydreptała do progu i zaskrzeczała zduszonym głosem:
— Paneczko duszko, uciekajcie! — Potem zatkała sobie usta dłonią.
W tym miejscu pozostawmy relację samej Otylii, tak jak opowiadała jakie czterdzieści lat później swoim wnukom.
„Tak jak we śnie — Fudor był tu, taki sam jak we śnie. Nogi ugięły się pode mną, pamiętam dokładnie. Pośpiesznie szukałam gdzie by usiąść, aby nie upaść, a do ławy wydało mi się daleko. Fudor wstał, był cały w miedzi, z pistoletami, z bardkami, z prochownicami. Wydał mi się znużony i stary. Lecz zbliżył się sprężystym krokiem choć cicho. Ukłonił się bardzo nisko, przystanął, czekał. Uśmiechał się kwaśno — jak później zmiarkowałam — zakłopotany czy zmieszany. Znów podszedł raźniej, wyciągnął rękę, pocałował mnie w rękę. Na szczęście nic nie powiedział. Resztą sił puściłam się ku ławie, usiadłam na ławie, jakbym upadła, powiedziałam do Warwary: «Wody». Napiłam się, ocknęłam się, zmiarkowałam, że kuchnia zagłuchła. Było mi śmiesznie, powiedziałam głośno do wszystkich: «No cóż z wami, powiedzcie coś!» Pan Rozwadowski wstał, skłonił się nisko na miejscu, żuł coś w zębach, lecz nic nie powiedział i znów usiadł. Nikt nie odpowiadał, bo wszyscy wodzili oczyma za Fudorem, który nie usiadł ponownie na ławce, tylko rozglądał się szukając czegoś. Znalazł niziutki stołek kuchenny i usiadł na nim blisko paleniska. Zmieszany, wściekły czy opętany — sama nie wiem — patrzył przed siebie, jakby nie patrzył nigdzie, jakby nic nie widział. Szukał czegoś ręką, w zagłębiu pod paleniskiem. Potem nagłym ruchem schylił się. Nie mogłam zrozumieć. Nagle kwoka przeraźliwie wrzasnęła, po czym zobaczyłam, że Fudor chwycił spod niej jedno z żółtych kurczątek, ukręcił mu łeb i cisnął w płomienie do pieca piekarskiego. Popatrzył ku mnie. Cała kuchnia ochnęła jak jedna osoba, po czym pan Rozwadowski