Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/480

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tem zamachał rękami, jakby się opędzał. Opanował się, mówił dobitnie, słowo po słowie:
— Pan Bóg dał nam swoje dzieła dla uczciwego użytku. Dał także las, jak dał chudobę dla pracy. A zakazów co do tego nie dał, i kar takich nie ma!
Andrijko podniósł głowę, uderzył oczyma, warknął:
— Aby za to kary nie było? Cóż mi tu rozpowiadacie.
Podrażniony ksiądz podniósł głos:
— Krzywdy w tej rzeczy nie zrobiliście nikomu, bo nie chcieliście robić krzywdy. A gdzie słyszeliście takie przykazanie: „Pamiętaj, abyś lasu nie rąbał.“ Takiego nie ma.
— To już sumienie na nic? — szepnął Andrijko.
Ksiądz krzyczał niecierpliwie:
— Sumienia trzeba słuchać, ale nie strachać się, tylko modlić się! Bóg miłosierny.
— Miłosierny? — wytchnął Andrijko nieufnie.
— Tak przybił ksiądz. — Trzeba modlić się. Dopóki modlimy się, dopóty potrzebni jesteśmy na tym świecie. To nasz korzeń dla obu światów, dla tego i dla tamtego także.
Andrijko wzdychał głośno.



7

Tymczasem już na zaśnieżonym podwórzu czekały trzymane przez Lubka dwa konie osiodłane miękko i ciepło, a obok nich stały dwie dziewczyny z drewnianymi łopatami. Owinięty w grubą mantę ksiądz dosiadł starej bułanej kobyły zwanej Łysa, a Lubko jechał przed nim na przypalanym gniadoszu, Szkrumku. Jedna dziewczyna torowała drogę w śniegu łopatą, a druga wiodła kobyłę za uzdę. Lubko wciąż oglądał się i pokrzykiwał na Łysą. Niepotrzebnie, bo zaledwie zeszła z podwórza, sapała z troską, podejrzliwie wąchała śnieg, grzebiąc go przednimi nogami i osadzając się co chwila na kłębach. Droga na dół wydała się księdzu stromsza jeszcze niż wjazd przed dwoma dniami, wprost niemożliwa dla zjazdu. Z pustki buszującej wokół lasu, to oślepiająco uderzało słońce, roziskrzając puszyste śniegi na drzewach, to znów wpadał wiatr, rozdzierał je i rozwiewał. Lecz wnet śnieg zakurzył skądś z pustki, ba, sypnął z dołu ku niebu, więcej jeszcze — strzelił w górę białymi snopami. I już wykręcił się świat: gdzie dół, a gdzie góra? Ksiądz zamknął oczy. Lecz sucha głowa starej kobyły nie zawiała się. Łysa odmierzała krok za krokiem, także