Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

muszę i będę. A ten Ajzyk jeden — szczerze wam mówię jak ojcu — żałuje mnie, choć to przeciw jego korzyści. Nie daje mi pić za dużo, tylko porcyjkami. Tymczasem tak idzie to, choć to przynajmniej. Ale gdyby was nie stało, będę jak stara śliwa, całkiem suchy —
Ksiądz znów chłodził uśmiechem:
— Nie do wiary! Całkiem suchy?
Wasyl odmachiwał się dziecinnie:
— Tymczasem nie, ale bez was uschnę, i wódka nie pomoże.
— Więc jakiż koniec? Przepijesz majątek, nie u Ajzyka, bo on nie dopuści, ale u innych, wódki nie zbraknie.
— Nie — zapewniał Wasyl gorąco — na picie starczy mi z zarobków, z przemówek i z czarów. Przed wami nie skryję, podwójnie będę za nos wodzić, i durnych ludzi i czorta.
Ksiądz przeciął ręką powietrze, zamilkł i zgarbił się. Wasyl oglądając go uważnie, zamilkł także. Poszarzeli, także ciągnięty za uzdę Pstrąg postępował naprzód sennie. W milczeniu dojechali do Gromowej skały. Tam gdzie nagle odkrywa się przestronny widok ku Czarnohorze i gdzie zazwyczaj przewiew nieustanny, usadowiła się nagrzana ciepłota. Choć stara wiosna nie zamknęła dali, ale nie zachęcała by w niej się zanurzyć, jak gdyby pozbawiła ją głębi. Tylko Pstrąg podniósł głowę, zamachał ogonem i zarżał cicho.
Ksiądz pokazywał Wasylowi:
— Widzisz? Wiosna narodzona martwo, ale pogoda pewna.
Patrzyli przed siebie, dziwili się, że dal to nie dal, tylko zastygła sina ściana. Wasyl potrząsał głową.
— Nie wierzcie temu! Wiosna potrafi wszelakie, i pacierz zaczynać od amen i taniec od stawania na głowie. Dopóki Pstrąg sam nie ruszy, nie puszczę was samego.
Wysunął ciekawie nos i wścibiał bystry wzrok na prawo ku przełomowi rzeczki Bereżnicy. Znów zabawiał księdza rozmową:
— Wiecie, Ojcze duchowny, tam wysoko jest miejsce, które nazywają Kiedrowatą i jest nawet krzesło Doboszowe całkiem jak w Czarnohorze. Muszę zbadać, czy nie pozostały gdzie pniaki czy korzenie kiedrowe. Cerkwie ze świętego drzewa pobudowali, a same drzewa wyniszczyli. Co takim z cerkwi, same gady!
Ksiądz wyładował się cierpko:
— Wasylu dość tego, nie bądź nienawistny! Ludzie tego nie