Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/433

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Kumie, może was dotknąłem?
Tanasij uśmiechał się pobłażliwie lecz mówił gorąco:
— Nie, panie lubyj, razem ze mną powyżej kolan w śmiech zabrnęliście. I przeze mnie: przy świadkach czorta cisnęliście do berda. Dalej was nie ciągnę, daj Boże byście i tego nigdy nie pożałowali. Tak czy inak, nie wspominajcie mnie źle.
Dziedzic ożywił się:
— Nigdy, Bóg świadkiem.
Tanasij rozpromienił się:
— No, to szczęśliwie!
Dziedzic przybliżył się do kobyły i zapytał ciszej z nieokreślonym uśmiechem:
— A po waszemu brnąć dalej, jak? którędyż?
Tanasij podrzucił głowę, gwałtownie przejechał palcami po kudłach, aż pozbawiona już świeżej omasty gęsta grzywa Tanasija wyszarpnęła się w czuby i pióra. Wysunął głowę naprzód, uderzył dal wzrokiem, otworzył usta do krzyku jak matka orłów, gdy z gniazda porywa się na wroga. Potem nie zniżając głowy, z ukosa wciąż świdrował dziedzica wzrokiem. Wycedził zupełnie cicho, zawzięcie:
— Tego nie tykajcie! To nie dla panów! Inna praktyka potrzebna i chramy inne. Na czczo żar bukowy ściskać w dłoni, na śniadanie gołym zadkiem siadać na żarze, na obiad, czy tam pieczonkę sobie macać świdrem i widłować na świder, czy w jabłuszko dać się zwinąć, czy też dać sobie łuskać paznokcie jak orzechy. No i na wieczerzę — coś tam innego do smaku.
Nie mógł wytrzymać, wzniósł ręce do góry jak zawyczaj, gdy nawiedzało go proroctwo, podniósł także głos, tak że już ten i ów z ciekawskich nastawiał ucha. Zakończył:
— A wciąż podśmiewać się bez złości, no i na sam koniec pod samą linewką pod szubienicą podśmieszkiwać chytrze. Aż zamiast strachu wszyscy się roześmieją. Zostawcie, to nie dla was.
Schylił się z konia, potrząsnął mocno dłoń dziedzica. Z kolei stojący obok Maksym i Foka po raz nie wiadomo który ściskali dłoń Tanasija.
Dziedzic chciał coś odpowiedzieć, lecz nowy deszcz rozpadał się, i Tanasij ściskając kobyłę kolanami rzucił na pożegnanie:
— Daj Boże chrześniaczce, to najważniejsze.
Śmiejąc się puścił się raźno płajem ku dołowi. Tuż za ogo-