Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/378

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

także. Broń Boże! Pan kowal Sawicki tak mi tłomaczył o Hiobie. Święty Hiob mówi do Hospoda: „Wy Hospody, możecie mnie zniszczyć, macie moc wszelką, a ja wytrzymam, będę Was miłował, ale będę szedł przed Wami swoim własnym płaikiem.“ Biały watah nie miał ani rodziny, ani najmitów, ani towarzyszy, własności żadnej nie potrzebował, zapomniał nawet, że czyjąś własnością jest chudoba, bo tak umiłował te wszystkie żywoty, że chciał, aby żyły dla siebie. Chciał je przemienić, odsłonić co najlepsze. Dla kogóż?
Stojąc przed czarną ścianą zawołał do Boga, aż głos poszedł rzeką, Hiobowe słowo z Pisma świętego: „Czechu skrywasz Twe oblicze i czemu masz mnie za wroga?“ Woła trzy razy i czeka. Czarna ściana jak stała tak stoi. Tylko z daleka ledwie-ledwie słychać beki głodnej chudoby. Wtedy wzniósł kułaki przeciw niebu i wycharkał takie słowo przeciw Bogu-Stworzycielowi, przeciw Matce Bożej, przeciw światu bożemu, przeciw płodzeniu i przeciw swojej matce, że wstyd powtórzyć i ja nie powtórzę. Ale domyślić się można z tego, że przeklął rody i rodzenie. Kto przeklina rodzenie, zostaje samiutki, odrębuje wszystkie pępowiny, tak jakby się nigdy nie narodził i nie miał nigdy umrzeć. Serce białego wataha zgrzytnęło, obróciło się i przymknęło się, choć jeszcze się nie całkiem zatrzasnęło. Mogło jeszcze słyszeć, ale już nie słuchało. Gdy leśne poidło wyschnie od słońca czy od mrozu, tak że sama drewniana oprawa kruszeje albo zastygnie, woda ciurka cieniutko, potem już tylko po kropli oddycha. Tak z jego serca ciurkało cieniutko. I przez to mógł kierować sercem, taki co dobrze wie, że jest męka, ale męką tą nie siebie męczy, tylko drugich.
Czort samotny, nikogo nie lubi i bezpłodny. Gdy zobaczy na wiosnę choć jedno jagnię, choć jedną ptaszynę mizerną, choć jedno jajko, to gwóźdź do jego łańcuchów, aby się mocniej ścisnęły. Dlatego jaskółki rojami piszczą nad nim, podlatują do niego, urągają mu, śmiechem go dziurawią, jak podstrzelonego jastrzębia co krwawi i kona. Im lepsze życie, tym straszniej dla niego. Tak samo, gdy umarli schylają się nad nami, gdy my modlimy się za nich, a oni za nas, dla czorta to wszystko jakby kamienie łykał. Wszystko go przeklina z ziemi i z nieba. Choć może nie przeklina, jemu jak w gorączce słyszy się, że przeklina. I z tego czort miłosierny, chronić chce wszystkie żywoty, aby się nie płodziły, nie rodziły, nie męczyły, aby nikt się nie cieszył ani nie męczył. Kto przeklął rody i rodzenie, temu czort się najchętniej pokazuje. Pokazuje, że chce zwolnić