Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tu-tam, kap-kap, wód spad,
Ściekał po Rokietach górskim dachu,
Stamtąd-stąd wiązał świt-noc, wschód-zachód,
Gryzł-toczył, w potok wypotoczył,
W płaj dla wędrowców ludzkich wytłoczył,
Wiek za wiekiem grał, las stał, rósł las,
Na płaj szyszki, szpilki, liść sypał raz w raz,
Pieścił, wyścielił, miększy wciąż, trwalszy płaj.
Płaj skrzepł, gazda-płaj uczył, już i wiódł sam:
„Tu idź, tam nie, przejdź tu, skocz tam“.
Liść do szpilki, łza do kropli, tęsknota-ciąg,
Gniazda, ruch, roje, wyląg, wylot, znów ląg,
Rody rosły, osiedla, wsie i sioła,
Berezów-wojak, Huculija wesoła.
Lecz w noc po świt jedna dola pytana-szeptana:
„Któraż ciebie boli rana?
Czy szeroka porębana,
Ozy głęboka postrzelana?”
Ludzki świat. Wód spad po Rokietach ściekał, las czekał, potok grał, płaj trwał.

Z jądra Kosmacza, z mchów ciekła Pistynka,
Świsty ptasie łowiła w bukowinkach,
Ćwierk odćwierkała echem z gęstolistu,
Czarnoziem lizała, ukradkiem rwała,
W Prut uniosła czarnoziem z srebrnoświstem.

Z soboru jaworów potoczyna Żonka
W kipieli warzyła juszkę jaworzankę.
Delatyńska Malawa wlała wodzie
Z malin soków, aby Prut się nasłodził,
A Rakowczyk z krwawych kropli cisowych,
By nie zbrakło duru-jadu Prutowi,
Potok Rungurski z źródła Jedernego
Głębin świder, skarby wydarł, wybiegał,
Ziemną krew przez sita skał, liści cedził,
Na strugi niósł, na nurty nafty strumień,
Oczka tłuste, czarno-złote, rdzy-miedzi:
„Mień się Prucie, tęczami mień-zarumień.“

Wszystkie krople, strugi, szumy, strumy,
Struny, wodne liry, kręte wiry
Rozegrały, rozpląsały się, zamieszały się
I zjednały w siny Prut,
Nawąchały, nalizały, nassały, nałykały,
Karbem wód znakowały las i brzeg.
Nie wąchały jeszcze ducha czabana,
Juszki czabanowej nie chłeptały,
Nie stukały do czaszki gołolodnej,
Nie płukały czerni czabanowej,
Z czarnym cieniem nie tańczyły,
Nie pisały karbów o Czabanie.