Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Warto się przecie dać pouczyć. Sokrates utrzymywał, że w szczególności na starość, byleby od rzetelnych ludzi. Istnieje już niemiecki przekład dzieła Darwina o pochodzeniu gatunków, a zapowiedziany jest polski. Zresztą czytał pan zapewne sprawozdanie w gazetach?
Pan Jakobènc nieznośnie rozciągał słowa i zdania:
— Ga-ze-ty, ga-ze-ty, dobrodzieju, w nich nie ma ani słó-wecz-ka prawdy.
— Jak to ani słóweczka? A ostatnie nowiny, wiadomości, sprawozdania?
Pan Jakobènc przybijał zawzięcie:
— Ani słó-wecz-ka! Fałszywa nawet data, bo drukuje przed północą na jutro. A nowiny? Od początku świata te same: biją, rabują, gwałcą, trują, mordują.
— I nic pan nie znajduje dobrego w prasie?
Jakby litując się nad młodym dyskutantem pan Jakobènc upierał się jękliwie:
— Mój panie dziedzicu dobrodzieju, sama tandeta, same szmaciarstwo, nawet ta szmata, z której papier, pogorszona. Gdybym ja takie skóry zaczął sprzedawać, zmieniłbym zaraz nazwisko.
Dziedzic wzruszył ramionami i ciągnął dalej:
— Zatem zmiana, przemiana, w rezultacie doskonalenie się, uzasadnione także naukowo, jest w końcu sprawą naszego ideału, a następnie woli i wytrwałości. To przyszłość. Wcale nie wchodząc w konflikt z religią, na podstawie nauki możemy dojrzeć postęp i rozwój i spowodować je. Nie zaraz, nie na poczekaniu, w przyszłości, ale z całą pewnością. Czyż to niezrozumiałe?
Pan Jakobènc zadumał się, jakby pierwszy raz coś usłyszał, jakby postanowił odpowiedzieć rzetelnie. Kiwał głową smętnie, zmarszczył się, szukał słów. Rozciągał je z troską żałobną:
— Przyszłość? Ha, potoczy się gładziutko na szynach. Droga prosto do piekła wyścielona naukowo. Bo ten pan Darwin od małp nieomylnie prorokuje, że im więcej rozbijać głowy, wybijać zęby i wypuszczać kiszki, tym przyszłość cudowniejsza.
Dziedzic usiłował przerwać, pan Jakobènc pośpieszył się:
— „Walka o byt“, panie dobrodzieju, proroctwo dla postępowych łajdaków. Wcale nie podejrzewałem, że z pana taki darwinista.
Dziedzic poderwał się niecierpliwie: