Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pamiątka! ot, dać by do cerkwi, ale do ciemnego kąta. Patrzcie, co ten majstrunio powyciągał zamiast Jezusa. —
— Majstrunio? powyciągał? — zacietrzewił się Tanasij w obronie swego krzyża.
— Sami widzieliście, ziele jakieś, i ksiądz tak samo mówi.
Tanasij żachnął się:
— Abyś wiedział, że ziele!
— I to ma być święte? — skrzywił się Poperecznyk.
Tanasij odpowiedział wyniośle:
— Patrz, wyraźnie kwiat szafranu wiosenny. Jezus tak spoglądał ku Bogu z krzyża, że przemienił się w kwiat. Rozumiesz?!
Poperecznyk chichotał. Tanasij zniecierpliwił się.
— A no, zobaczylibyśmy, jak ty byś wyglądał na szubienicy.
Poperecznyk zarechotał:
— Nie gorzej od was, Tanasiju.
— Cóż to za sposób o szubienicach na chrzcinach i przy krzyżach! — oburzyła się księdzowa.
Tanasij zniechęcił się, odwrócił od krzyży. Poperecznyk usiłował go udobruchać.
— A listów jeszcze nie rozdaliście, Tanaseńku?
Tanasij uśmiechnął się.
— Bracie mój, przez cały dzień rozdaję i teraz także. Ale nie dają mi przyjść do słowa. Kichają, a sumiennie mówiąc — łają. I cóż zrobić? Goły, bosy pójdę z Listami na tamten świat. No, a tymczasem można by już do domu, byleby spodnie zamienić. Zawołajcie mi zaraz Gawecia! — nalegał Tanasij.
Domownicy zakrzątnęli się, posłano po Gawecia. Tanasij mruczał pod nosem:
— No teraz to pójdzie dalej, naprzód spodnie, tak, a potem...
— Cóż potem? — wyciągał Poperecznyk śmiejąc się nieznacznie.
— Przed samym końcem koszula, dostanie ją Pańcio, ten sierocisko bezbożny. A potem — zapisuję oczy słońcu, słuch wodzie, dech wiatrowi, kości i flaki ziemi świętej. I ja już w domu.
— A głowę komu każecie uciąć?
— Uciąć? Po co? — stropił się Tanasij.
— Abyście nie straszyli po śmierci — odparł Poperecznyk bez zająknienia.