Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ciągnął ze mnie czorta za ogon. Ja już zdycham, z wywalonym językiem za porządkiem grzechy wygdakuję, malutki kaganek w głowie mi się dopala. Ale swoje wiem na pewno. I tak mu mówię: „To pewnie główny czort, ojcze, ten co mnie jak psa do bab szczuje w domu Bożym, w największe święto, wtedy kiedy Bóg wrota od nieba otwiera.“
A ksiądz jak ryknie: „Nie kręć, nie oszukuj sam siebie! Spróbuj, niech raz wyskoczy ze środka na swobodę, niech ogon podniesie!“ — „Któż taki, jegomość?“ — pytam. A ksiądz krzyczy: „Główny czort — pycha! Puść go na wolę, zobaczysz, ciebie kopnie, gazdostwo, dzieci twoje i cudze stratuje, krew ludzką będzie chłeptać, sprawiedliwych ukrzyżuje, krzyż na gnój ciśnie, on główny pracownik. To on tak się chełpi: «Ja gazda, ja najpracowitszy.» Co ty mi się pchasz wciąż z twoją marną pućką, zmęczy się ona i upadnie. Pycha się nie zmęczy, ona główny piekielnik, Bogu huzycię pokazuje i wciąż krzyczy: «Nie ma nade mnie!» Znijaczy ciebie, jak myszkę zimą wygłodzoną, takiego porwie cię i poniesie na sąd. Głos z góry zadzwoni: «Nie ma żadnego Tanasija, jest myszka w zębach u tamtego.» «A gdzież Tanasij?» zapytają dobre dusze. — «Z siebie czorta wyhodował, a sam w jego zębach do bezdny pojechał.» — Bij się w piersi, ogniem wyzołuj, bo jużeś tam!“
Tak mi pokojnik rozpalone żelazo podłożył pod serce, zakręcił i szarpnął. Ciemno w oczach, padam w przepaść, pewno do Bezdny? Widzę jedno: korzeń szponiasty, łapy i pazury zwierza korzenią się w dół bez dna. Niech mi ktoś gada co o tamtym świecie, korzeń widziałem, wiem najlepiej! Znów ksiądz pyta coś. Ocknąłem się, i ja znów na łóżku. Zdycham powoli, jak woda kiedy zamarza, raz jeszcze syknie i już cicho. A swoje wiem, twardo: główny grzech — Boga naruszać i święto Boże. Ale księdzu ustąpiłem, niech mu będzie, kiedy taki szczery.
— Księdzu ustąpiliście? — zapytał z chytrym uśmieszkiem Poperecznyk.
— A komuż? nie tobie przecie.
— To pycha nie główny grzech? — pytał niewinnie Poperecznyk.
Tanasij zrozumiał, żachnął się, ale pominął milczeniem. Opowiadał dalej.
— I potem już z wywalonym językiem powoli, za porządkiem grzech za grzechem wycharczałem. Widział on biedak, że ledwie zipię, sam mnie wypytał, ratować chciał. Pytał jesz-