Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czą Polaczkowie: „się-się-się, pię-pię-pię“, a jakie ptachy, to wiadomo.
— Cóż za ptaki?
— Przypatrzcie się bliżej — indyki i pawie.
Dziedzic uśmiechał się nieznacznie.
— Wy naprawdę tak źle myślicie o Polakach, kumie?
— Mówiłem wam w południe, paniczu, chcę mówić kumie, ja myślę różnie, raz tak, a raz inak. Wygląda mi, że taki ród, co na pokaz szczebiocze, a serca nie ma tyle, co gnoju za paznokciem — najgorszy na świecie!
— Od razu najgorszy? — zdziwił się dziedzic z lekkim wyrzutem.
— Wybaczcie, Tanasiju — wtrącił cicho Duwyd — wasz przyjaciel pan kowal może nie był Polakiem?
— Dajżeż powiedzieć! Nie! Pan kowal Sawicki to był człowiek.
— Teraz już wiem — zrezygnował Duwyd — bo ja myślałem sobie, że Polak to także człowiek.
Tanasij niecierpliwił się:
— Dajcież dokończyć! A potem przychodzę do swoich Ruśniaczków, a oni jeszcze gorsi. Śpiewanka słuszna: „Rusyny z sołonyny.“ —
Ksiądz Pasjonowicz przerwał:
— Tanasiju, kiedy dobry gazda znakuje chudobę, nawet owcom uszu nie wypala, tylko maluje, a wy od razu swoich piętnujecie.
— Nie, ja ich nie piętnuję, ojcze duchowny, sami siebie piętnują, a nibyż wy nie wiecie?
— Cóż mam wiedzieć?
— Niepewny naród, gdzie stąpisz — tłusty moczar, zapadniesz. Śpiewanka słuszna —
— No i cóż z tego? — pytał ksiądz Pasjonowicz jakby dotknięty.
— Dokładnie nie wiem, a coś mi się zdaje, że na topliwo dla piekła jak najprzydatniejsi. Nie lubię ja tych naszych — strach!
— Przynajmniej swoich moglibyście troszeczkę lubić — mówił z żalem ksiądz Pasjonowicz.
— Któż ich lubi? Takie sadło borsucze dla czortowej huzyci najstosowniejsze! Na pierwszym miejscu do piekła! Ja nie święty, ja twardy.
— A wy sami na którym miejscu? — zapytał obcesowo ksiądz.