Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jakobencem. Naprzód przyglądali się sobie z panem Jakobencem badawczo, oboje zdziwieni. Nie zamienili ani słowa. Przeto księdzowa, to nastawiała uszu przemówieniu kanonika, to szeptom męża z dziedzicem. Podrywała się co chwila z miejsca, wyrywając się tęsknocie do żywego słowa. Niemniej Tanasij nie mogąc przemówić kłapał co jakiś czas ustami, jak ryba wyjęta z wody. Niestety zapamiętałe milczenie pana Jakobenca, ponadto jego karcący wzrok i donośne kazanie kanonika zmusiło oboje do milczenia.
Kanonik wołał dalej w improwizacji mniej lub więcej udanej, lecz na pewno nie czerpanej z ksiąg świętych. Pod bujną strzechą siwych włosów spłukane wiekiem oczy trysnęły niebieskim blaskiem.
— „Prawo to pęta, prawo to niewola“, powie niejeden górski mądrala. Ludzie dobrzy, przyjrzyjcie się! Gdzież na całym świecie bożym jest swoboda święta, jeśli nie u was w Jasienowie, jeśli nie u Szumejów i nie dziś na chrzcinach! Któż śmie narzekać? Swoboda — to kiedy druh druhowi rękę poda i serce. A może ktoś powie, że my duchowni przeciw swobodzie uczciwej? Czyż ja zabraniam wam oczy wznosić do słoneczka podczas modlitwy na połoninie? A dokądże zaglądać? Krowie pod ogon? Czyż ja zabraniam dobrych przemówek, co Boga i świętych pańskich wzywają aby pomagać bliźnim? Prądy czy nie prądy, nasłania czy nie nasłania, a to najważniejsze, że serce posyłają. Bo jakżeż głosi starowieczna przemówka: „Po wszystkich płajach, po wszystkich płaiczkach, po wodach rosiczkach, i tak dalej — ludziom, chudobie, dychaniu wszelkiemu, Hospody-Boże, święta Dziecino, rączką gromniczną, łaską księżyczną błogosław każdej żywocinie.“ Tak przemawiajcie śmiało co ranka, co wieczora, błogosławcie wszelkiemu dychaniu. Tylko ta przemówka łajdacka i z czorta idzie, którą nasyła złe serce, złość i śmierć. I my także, bracia ojcowie duchowni, nosów nie zadzierajmy, brzuchów nie wydymajmy, jakbyśmy Pana Boga za nogi chapnęli. Nawet czorta za ogon jeszcze nie złapaliśmy. Strzeżmy się pychy, uważajmy, aby on nas nie złapał. Pięknie to mówią łacinnicy: „Spiritus fiat ubi vult.“ To nie ten spiritus z flaszki, bracie Tanasiju, ale ten Duch Boży z Listów, wieje, gdzie mu się podoba. Bracia duchowni, nie brońmy owieczkom naszym obyczaju starego. Czytałem o takim biskupie jednym w dalekim kraju, co podczas Pasterki na Święty Wieczór o północy drzwi kościelne kazał zamykać i stawiał przed nimi policję ze strzel-