Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale skąd przepisy — łyskał oczyma Duwyd — może z waszej majsterni?
— Ty pewno myślisz, że od Boga? Niejeden tak mówi. Ale to brechnia, u Boga przepisy na nic. Cud najtrudniejszy być człowiekiem.
— Cóż to za cud?
— Cud cudenny, swobodnym być, a kochać ludzi. Ja to wiem najlepiej, bo nikogo, nikogo na świecie nie lubię! — krzyczał Tanasij. — Gdybym choć raz polubił, byłby ze mnie człowiek prawdziwy, to byłby cud.
— Znów figlujecie, kumie, raz w ten bok, raz w tamten — rzekł dziedzic — nie lubicie nikogo? Gadanie!
— Sam wiem najlepiej, a kto mówi, że lubię ludzi — bresze.
— Kumie, a ja wiem, że mnie lubicie.
— Dziedzicu, ja was tymczasem kapinkę lubię, nie dlatego że wy pan, ja panów nie znoszę na zapach. Nie dlatego, żeście wy młody, z młodych wszystko złe, ledwie jeden stary skruszeje jak gotur w bajcu, znów z młodych bida odrasta. Tyluśko was dolubiam, bo wy cierpliwy. Czekacie, czekacie, żal patrzeć, a doczekacie się, że cała kawaleria hurmą na was najedzie.
— Człowiecze, ja daleko od świata, nie chcę nic od nikogo, któż na mnie najedzie?
— Ohoho! Z nieba najedzie, spod ziemi najedzie, a jak nie będzie komu, własne dzieci najadą.
— Nie lubicie żadnego pana? — wtrącił Foka ze śmiechem — a starego dziedzica? Któż go nie lubi, łaskawy, przyjemny...
— Nie, nie lubię. Co pan ma być łaskawy? Niech krowa będzie łaskawa! Co ma być przyjemny? Niech dziewczyna będzie przyjemna. Pan ma być twardy, a honorowy. Ludzie rozpowiadają, że niby to lubią starego pana, a po cichu szepcą sobie: „on nas potrzebuje.“ To durnota! Co taki głowacz może potrzebować biedaków? Chłopu daruje, niech się udławi, a potrzebuje go chyba dla zabawy, aby z niego gdzieś w Stanisławowie tym durniejszym panom cyrk pokazywać. A swoją drogą on potrzebuje, oj i za dużo, od kogo? Od Boga, od ziemi świętej. Nie lubię ani kapinkę, panów nie znoszę, jednego Skarba grafa — tak, bo pomylony na rozumie, bo już nie żyje.
— Czekajcie, kumie, po cóż tak, cóż wy naprawdę macie przeciw memu ojcu? — przeciwstawił się dziedzic nieco sucho.