Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ła: „Ano chłopcy, jest tam który mądry? Kto pójdzie freiwillig na ochotą na maszt? Pokażcie, co to Parma-regiment!“ Miałem ochotę. Dla nas to nie nowina, może bym tam skoczył z masztu na maszt, jak u nas chłopcy z drzewa na drzewo. To nie sztuka, ale pokazywać komedię? Nie, nie pójdę. I jakoś nikt się nie zgłasza. Aż występuje jeden z szeregu. Nie występuje, nogami wali, butami stuknął, aż dudni, broń „presentiert“, stanął przed kapitanem, krzyczy: „Hier“. Chłopisko na trzy łokcie, głowa jak bochen żytni, łapy na pokaz, w jednej łapie głowa chrześcijańska by się zmieściła. Był rodem z dołów, od Zaleszczyk, nazywał się Taras Kudła. Kudłaty nie był, we wojsku strzygą krótko, ale Kudła był. Oczy szparkowate, zerka jak niedźwiedzisko, tylko że niedźwiedź zgrabny... Nikomu nie szkodził, nikomu nie pomagał. Ponury, jakby mu kto ojca zabił. Kapitan nazywał go „Tatar“ i my także „Tatar“. Pan kapitan wąsy gładzi, pomówił z tamtymi panami, Taras Kudła odkłada gwer i bierze się do drabinki, że cały regiment Parma języki wywalił. Mnie niewyraźnie: oj, źle, że się nie zameldowałem. Bo Kudła co? Nie tańczy drobniutko na linach, nie uczy się od Italianów, dla niego to małpy. Tylko chapie się łapiskami, aż drabinka się rozjęczała. Łapy mocne, więcej łapami się posuwa niż nogami — właśnie jak małpa. Czasem nogę gdzieś wsadzi. Morduje drabinkę, takiego jeszcze nie kosztowała. Przecie dość prędko dochapał się w górę. To wysoko, wyżej niż ratusz kołomyjski. I już niedaleko pod gniazdem, pod niebem. Odetchnąłem. Tymczasem co? Zbuntowała się drabinka, rozhuśtała się, wymknęła się z rąk Kudły. Ta-rras! Spada Kudła. Puszczona drabinka zahołosyła jak baba na pogrzebie: „joj-joj-joj...“ Naród ochnął. Śmierć pewna, głowę roztrzaska. Tak jakoś zamknąłem oczy, cicho. Otwieram znów, a Kudła spadając na samym dole nogą się zaczepił, a łapą poprawił. Cud! Zagdakała drabinka: „tiu-tiu-tiu“, jęczy i prosi, ale Kudła raz chapnął i nie puszcza. Mocny był. Schodzi na dół, ani nie uśmiechnie się, głową macha w prawo i w lewo, oczyma szparkowatymi błyska. Naród wenecjański przyjemny, wołają jeszcze głośniej niż przedtem: „Bravo, bravissimo!“ Śmieją się z niego, to widać, a radzi, że obeszło się bez śmierci. Pan kapitan poklepał Kudłę po ramieniu, a Kudła pyszny taki, to tylko powiedział do Italianów. „A ty tak potrafisz, psia małpo?!“ Dobrze, że nie zrozumieli. Cały regiment wołał potem za nim: „Tatar, a ty tak jeszcze potrafisz?“ Kudła nie zaśmiał się nigdy. Zawsze ponury, jakby mu kto ojca zabił.