Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Foko, uczyć się od was można, ja sam bez was bym nie potrafił.
— Żartujecie, ojcze duchowny, to ja mam się uczyć i chcę.
— Właśnie, synku — pouczał ksiądz — tak najlepiej. Dawnymi laty był taki mędrzec naukowy i to ze wszystkich najmądrzejszy, a czemu? Bo od każdego się uczył.
Pomroczniało nagle od dymu, i Tanasij z trzaskiem wdepnął nogą w pustą dojnicę. Omal nie upadł. Sklął i rozkrzyczał się:
— Do czortowej mamy! Niech tu u nas w dymie ten najmądrzejszy spróbuje! Niech na dojnicach książki pisze! I niech czyta tym, co warzą sery —
Ksiądz przerwał pochopnie:
— Ależ ten najmądrzejszy bez żadnej książki, bez literki jednej, uczył i oświecał. —
Tanasij uspokoił się:
— No widzicie! Oświeconemu pismo niepotrzebne.