Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dogoni, to psy i koty sprawia, z tego chudy. To nie dla mnie.
Tanasij śmiał się szeroko a Foka wyczekał jak strzelec w zasadzce, potem wyzyskując chwilę zaśmiał się także i głośno wypalił:
— Nie ma co mówić, to zabawne. A pamiętacie, Tanaseńku, o Italianach z butynu opowiadano jeszcze ucieszniej, że żaby gotują na śmietanie, węże smażą, robaki z serem rozczyniają? To dopiero śmiech!
Tanasij żachnął się, wstał gwałtownie, machnął ręką ze złością, trącił z hałasem jakiś garnek. Wciąż niepewny w nogach zatoczył się raz jeszcze, kopnął stołek, podszedł do watry, chrapnął jakoś, nagle skierował się ku wyjściu, jakby uciekać chciał. Lecz tuż przy drzwiach zatrzymał się, wrócił powoli ku ognisku. Zapatrzył się w żar, szukał wzrokiem uważnie. Świeżo dołożone, smolaste polanka skręcały się w ogniu, z oporem skwierczały jak w męce, trzaskały, potem spajając się z żywiołem huczały tryumfalnie razem z nim. Watra podkarmiana wciąż nowymi polanami oświeciła Tanasija. Smętne milczenie ogarnęło waternik, tylko od ognia figlarne błyski pryskały wesoło.
Foka oglądał, zmarkotniał.
— Czy nie tak widzi je Tanasij jak figlarne oczy Kamia, tego co zginął w butynie...
Podszedł do Tanasija, ujął go pod ramię lecz ów warknął: „Zostaw mnie, jużem trzeźwy. — Rozumiesz.“ Nie odwracając się wdębił wzrok w watrę.
Wtem drzwi otwarły się, znów ksiądz wleciał szczególnie zadowolony, lecz trudził się nadaremnie chcąc przymknąć drzwi nie znane mu osobiście. Dopiero Wasyłyna jednym ruchem zawarła je umiejętnie. Ksiądz podbiegł ku Tanasijowi, prysnął nań śmiechem, jakby znienacka chlusnął wodą w oblewany poniedziałek.
— Myślałby kto, Tanaseńku, że pstrągów wypatrujecie w watrze.
Ciepły jak zazwyczaj śmiech księdza rozszerzył się nie gorzej niż promienie watry. Tanasij odwrócił się i rozchmurzył. Obwieścił głucho:
— Kto raz upił się — błogosławiony. A kto wciąż na nowo tej pijaności szuka — przeklęty. Świętowałem już dziś, pyskowałem bez pamięci, a pamięć tamtego biedaka — —?
Foka ujął go ponownie za rękę, a równocześnie jakby podpaleni nagłym płomieniem, goście waternika skoczyli z sie-