Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dyskretnym towarzyszeniu skrzypiec zaśpiewały sobie urywki z opery Thomasa. Całkiem na boczku nie przysunięta do stołu, pod skrzydłami cioci Wici, siedziała młodziutka córka pana Edwarda, Michalina zwana Misią. Matka Misi zmarła już dawno, a siostra ojca, ciotka Wicia, była jej opiekunką i powiernicą. Wyciągnięte a nawet ostre rysy Misi były rzeźbą osobliwej choć może chorobliwej piękności. Przez niezdrową bladość jej cienkiej skóry przeświecały i grały nieustannie całą siecią niebieskie żyłki podobne jak w marmurze z Hymetu, stąd wydawało się, że skóra cała ma połysk niebieskawy. Za jej plecami jeszcze bardziej na boczku, na krajuszku krzesła jakby w przyczepce siedział młody bezbarwny blondyn hrabia Leon D. oficjalny, sztywny jakby nie anioł, lecz diabeł stróż upodobał sobie ten nazbyt suchy piec, aby go męczyć ogniem, tak że już-już słychać było pełkotanie płonącej smoły. Para narzeczonych? Czy raczej para nieszczęśliwych zakochanych? Czy świat przeszkadza im, co gorsza niweczy ich związek? Ależ nie! Nie tylko nikt im nie przeszkadzał, przeciwnie, opiekunka dawała przykład dobrotliwego pobłażania. Z tym wszystkim ta para była jedyną oazą smętku wśród pogodnego, nawet wesołego towarzystwa. Oto młodzieniec został naprzód przyjęty, a potem odpalony przez swą piękną bogdankę. Możliwe, że był na swój sposób zbyt gorący, a potem zbyt nieśmiały czy niemrawy, bo w liście opiekunki znajdujemy relację, że... tak raptownie chciał działać, że nie dał się jej zastanowić, zatem przyjęła go, a kiedy zastanowiła się, że go właściwie nie kocha, dała mu odkosza i to w obecności całego towarzystwa.
Raptowne działanie nie znaczyło w ówczesnym stylu nic więcej niż danie na zapowiedzi kościelne i ogłoszenie małżeństwa. Trudno odpowiedzieć jak sobie młoda panienka wyobrażała miłość. Zapewne romans nowoczesny z imperatywem serca czy to w postaci francuskiej bardziej realistycznej, czy polskiej romantycznej dotarł już podówczas do panienek. Godne uwagi, że w naiwnej jeszcze swojsko-litewskiej opowieści Ignacego Chodźki z połowy XIX wieku matka i córka przed decyzją małżeństwa rywalizują w szlachetnym ustępstwie. Matka zgaduje, który z konkurentów mógłby podobać się córce, a córka ukrywając to, uparcie stara się dociec, który z nich odpowiadałby matce na zięcia.
Może Misię odpychały pozory suchości młodego hrabiego, bo nie dosłyszała trzaskającego we wnętrzu ognia żywicy, bo