Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/519

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

liwością niespotykaną, do której zdolny tylko pustelnik, co rozstał się z tym światem. Gdyby dziś jeszcze zebrać w górach głosy o panu Władysławie, powstańcu polskim, byłaby to jedna fala błogosławieństwa dla tej jasnej postaci. Zaprzyjaźnił się z całym krajem, z przyrodą i z ludem. W dworze był codziennym gościem. Wszystkie dzieci, a w późniejszych czasach wnuki, witały go entuzjastycznie. Miał zdolność wywoływania nastroju radosnego. Gdziekolwiek się zjawił — robiło się świątecznie. Powoli, ale stale podsycał marzenia o Polsce wielkiej, duchowo przodującej. Rysował boje, jakby z bajki i męczeństwa, jakby z żywotów świętych. Szeptem opowiadał o Łukiszkach, gdzie męczennicy Polski żegnali się ze światem. I jako to pono słyszeli — mówił — gdy ich tętna miały zgasnąć, bijące tętna serc z całej Polski. Takie rozmowy toczyły się wieczorem na werandzie albo na ganku, gdy z Czeremoszu wstawały chóry falowe, pełne mocy, nadziei i dumy niezwalczonej. Westchnienia, idące z odległej północy, odżywały tutaj w wolnym junackim kraju wśród puszcz.
Pan Władysław nauczył się mowy Hucułów i mimo, że był z Litwy, a u nas w owe czasy język ukraiński nie był jeszcze ustalony (nazywano go prawie wyłącznie ruskim), uczył się języka ukraińskiego. Czytał i deklamował Szewczenkę i Dumy. Przy końcu życia cieszył się nowym wielkim zjawiskiem, czynem pisarskim Iwana Franki. W małoduszność ówczesnego prowincjonalizmu ideowego wnosił żarzącą się na Łukiszkach i tlejącą na Sybirze myśl o wielkiej misji dziejowej, o odpowiedzialności Polaków za los Ukrainy i Litwy. Wyśmiewał małoduszność galicyjską, co pchała resztkę Rusi w objęcia Rosji. Przerażony był tymi moskalofilami, co z rozpaczy zwracali się ku bogatej krewniaczce-Moskwie. Panu Stanisławowi nie na jedno otworzył oczy, nie w jednym ośmielił i umocnił go — pustelnik.


∗             ∗

Czasem jednak wyjeżdżał dziedzic z całą rodziną i z całym sztabem służby, trzema albo więcej pojazdami, na wizyty do krewnych i przyjaciół na Pokucie, na Podole lub na Bukowinę. Wizyty takie, podobnie jak rewizyty, trwały tygodniami. Czasami jechano jeszcze dalej, koleją do Krakowa i w krakowskie, do Częstochowy na Jasną Górę albo do Wiednia. Dalsze