Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/516

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

własnym. Zatem pan Stanisław także wobec monarchy, wobec cesarza Austrii, przez dłuższy czas zachowywał się w swych uczuciach z niechęcią lub może nawet ze wzgardliwą rezerwą. Aż raz, po latach, przybył w gościnę stary pan, gdzieś aż znad Dniestru, ziemianin ze znanej rodziny, który słynął jako świetny gospodarz, jako człowiek światły i bardzo wykształcony. Słychać było o nim, że jest szambelanem cesarskim, a podobno i przyjacielem cesarza. Nikt nie śmiałby wątpić o jego patriotyzmie polskim. Gdy miły gość przyjechał, zmienił się nastrój domu. Ten niezależny, godny zaufania człowiek, daleko patrzący polityk, a zwolennik austro-polskiego rozwiązania, zapewniał i pouczał młodego pana Stanisława, że cesarz przede wszystkim kocha Polaków, powierza wszystko Polakom, a przyszłość państwa i monarchii opiera na Polakach. Odtąd inaczej już mówiono o cesarzu w dworze górskim. Jak gdyby o patronie, jak o możnym, starszym krewniaku, godnym zaufania. I dzieci i wnuki nabierały przekonania, że to „nasz cesarz“ — polski. Podobnie jak wiejskie dzieci od maleńkości uczono, że to „nasz pan cesarz“ — chrześcijański, a po miasteczkach żydowskie dzieci zapewne były zdania, że to „nasz cesarz“ — żydowski. Polakom ukazywała się jakaś zorza wcale nie krwawa, połączenie wszystkich ziem polskich pod berłem „naszego cesarza“, wśród pokoju bez końca. Długotrwały pokój europejski szczególnie dziwny refleks rzucał na tutejszy zakątek. Wydawał się tak głęboki i nieskończony, jak jasny okres pogody jesiennej, co ogarnia cały kraj górski i pokucki, gdy jadąc przed siebie ani chmurki nigdzie nie dojrzysz i nie możesz sobie wyobrazić burzy czy słoty. W górach dziwnie stapiał się on z huculskim czasem — czasem bez zdarzeń, bez postępu.
Z początku, w okresie tym, także wszystko co złe, było jakieś jaskrawsze, a zatem przejrzystsze. Jeszcze nie nauczono się, jak później, fałszować statystykę, „organizować“ wybory, czy też może nie uświadomiono sobie jeszcze tak wysokich celów, które by z miejsca, już od dołu, kazały wszystko zabarwiać i kłamać. A mimo to, czy też może właśnie dlatego, coraz bardziej „odaustryjaczała się“ Galicja, a raczej każdy powiat dla siebie. Z początku bowiem rządów ziemiańskich wypłynęli na wierzch ludzie bardziej wartościowi, jakby resztki szczerej oliwy o ciężarze właściwym, pozostałym z dawnych czasów.
Urząd honorowy marszałka powiatu, piastowany przez dzie-