Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/504

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziś jeszcze tak głoszą: Nie mógł, nie chciał skrzywdzić nikogo. Zresztą dziedzic i Iwanko jednak przecież utrzymywali las kiedrowy jako tako, choć nie był to już pralas, choć nie taki, jak w Doboszowe czasy. Bo prawdę powiedziawszy, las kiedrowy zniszczyli ostatecznie nie złodzieje ani przybłędy, lecz późniejsze zupełnie legalne wyręby, dokonane z polecenia samych dziedziców późniejszych. Lasy miały świetną cenę, właściciele mieli świetną wymówkę: I tak złodzieje rozkradną...
Iwanko Matarżuk nie doczekał końca lasów. W nagrodę za służbę długoletnią otrzymał 50 morgów dobrych sianokosów pod Czarnohorą. Na dobrym gazdostwie dokonał żywota. Nieraz opowiadał, jak to w młodości bronił lasu od najścia, jak nawet ścieżką w pobliżu kiedryny nikomu przejść nie pozwalał.


∗             ∗

Tyle było wojny i zwady co o te kiedry.
— Byłoby jednak śmiesznym nieporozumieniem mniemać, że Pan Stanisław należał do typu ziemian, znanego z pewnych utworów literackich, „pana o chorym sumieniu“. Tacy ludzie byli bezbronni gospodarczo i życiowo. Własną sytuację społeczną odczuwali jako nieznośny, nieraz bolesny ciężar, jako nieporozumienie. Przyznawali czasem w duszy rację najbardziej brutalnym i niesprawiedliwym przeciwnikom „klasowym“, ośmielali, albo popierali mimo woli elementy nie tylko dla ich własnego stanu, ale dla wszelkiej pracy wiejskiej destruktywne. Pan Stanisław przeciwnie — choć śmiesznie to znów powiedzieć w naszych czasach, gdy świat się tak rozszerzył i zmądrzał nadmiernie — miał poczucie swej misji. Cechowała go pewna powaga, nieco surowa, rozwaga, przezorna nierychliwość, właściwa ludziom bezosobistym, o ile są odpowiedzialni za jakieś gospodarstwo w większej czy mniejszej skali, i w rezultacie stosunek ojcowski do otoczenia, sumienie świeże a czujne, lecz zdrowe, niezachwiane. Nie był ani rozrzutnikiem ani skąpcem, nie miał ani w tym, ani w tamtym kierunku żadnej skłonności. Jak nieraz powtarzał: był gazdą. Majątek nie dawał mu innych perspektyw, oprócz gospodarskich: że tylu ludzi, tyle życia przeróżnego pod jego opieką trwa, rozwija się, trzyma się jakoś razem i prosperuje. Czyż nie wydaje się, że każdy człowiek, zapewniający innym bez-