Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/501

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gdy usłyszał okrzyki Iwanka „haltującego“ przestępcę po żołniersku, z miejsca zmierzył z fuzji do prześladowcy. Iwanko nie miał broni w pogotowiu. Stanął naprzeciw kłusownika, powiedział mu prosto i spokojnie:
— Ej, żebyś strzelił, smarkaczu! To to będziesz bity.
Młody kłusownik rzucił broń i uciekł. Iwanko krzyknął jeszcze za nim:
— Masz szczęście durniu! Dziękuj Bogu!
Latami tak walczył Iwanko szczęśliwie. Dzięki energii Iwanka stare kiedry znów miały spokój przez jakiś czas.
Opowiadają jednak także, że wiele lat później, kiedy Matarżuk i dziedzic już byli starzy, znów doszły do Krzyworówni wieści o poważnych szkodach w lesie kiedrowym. Przyjeżdża dziedzic na Bystrec, a tu ludzie, jak zawsze, trochę plotkarze a trochę zazdrośni, relacjonują, gadają jeden przez drugiego, alarmują:
— Tam pod wierchem Kiedrowatym teraz już na urząd kradną las kiedrowy. Sklep sobie tam zrobili, gotowe deski kiedrowe sprzedają. I każdy wie, tylko Matarżuk nie wie. —
Dziedzic niby to nie słucha. I tak już wie swoje. To odbiera plotkarzom ochotę rozwodzić się nad tym zanadto szeroko: A niech tam, jeśli sam nie dba. Jednak, gdy spotkał Matarżuka pyta go:
— Cóż tam Iwanku? Czy dobrze wszystko?
— Dobrze dziedzicu. Sława Bohu, myròm.
— A co ty powiesz na to, że tam pod wierchem Kiedrowatym już deski sprzedają jak na targu — Matarżuku?! Niedobrze to, źle, Matarżuku... —
Matarżuk, choć już stary, służbisty był. Jakby go kto po głowie kołem pociągnął. Zanadto dufny był, że złodziei odstraszył, a tu nowi się rozpłodzili. Przeżegnał się z przerażenia.
— Co powiadacie, dziedzicu? Hospody! Ładnych czasów dożyłem. Nie będzie więcej tego. —
Jednak przy następnym spotkaniu nic wesołego nie mógł zameldować. Nie stanął tak dumnie, ze zwycięskim uśmiechem, jak zwykle, lecz skarżył się prawie:
— Źle, panie! Nieszczęście! I rąbią kiedry i traczkę postawili sobie złodzieje na wierchu. Co tu mówić. Rżną deski, po prostu gazdują jak u siebie. Nie tylko nie ustąpili, jeszcze się do mnie puszczali z toporami. Porąbać chcieli. Ale ja sobie jeszcze dam z nimi radę! Haj! Wytępię tę wilczą psiarnię choć-