Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
3
MOC FŁOJERY

Siedzi latami Kudil tam w kraju niewoli. Sam samiutki. Niewolę przejrzał wszerz i wzdłuż. Napatrzył się prosto w oczy strachowi, na wszystko gotów. Ale nie ma za kogo duszę położyć.
Bo któreż to jego pobratymy?
Te świnoludy schudobione, czy ci półludzie wciąż dygocący ze strachu?
I jeszcze ileż razy dziennie, na godzinę ile razy uderzało mu do głowy, jak chlustawką ognistą, by powybijać to wszystko, poskładać jak snopy na stertę i samemu puścić się w stepy za słońcem.
Nawet o tym nie ma z kim zagadać.
Bo pamiętajcie, że tam nikt nigdy do nikogo nie odzywał się wprost. Przez żółte mgły, od wszystkich do wszystkich wiały wieści i słowa, co z ust człowieczych szeptem się wydarły. Kudil z początku starał rozmówić się z sąsiadami na paszy, a każdy odwracał się odeń, każdy uciekał pośpiesznie. Niejeden chrukał nań świnozłośnie, inny wywalał jeszcze bardziej oczy przerażone. Trzymali się wszyscy odeń z daleka i on trzymał się na uboczu. I oślaki nie miały doń śmiałości. Bo od razu, gdy tylko wzmocnił się trochę, temu i owemu dobrze uszu naciągnął, tego i owego za ogon trzepnął do ziemi: Strach nie miał doń przystępu. Z najtęższym przecież zwierzem niegdyś potykał się tu u nas, setki razy w czystym polu. O tym chyba pamiętać będą zawsze ludzie górscy. I katowni różnych mandatorskich nakosztował się dość. Zatem o Syrojidów nie dbał. Oni zaś omijali go, choć siadywał samotnie. Nie wiedzieli jeszcze co z nim zrobić.
Grał sobie czasem na fłojerze, ale cichutko, dla siebie. Wtedy to milkły szepty na pastwiskach. I rzesze ludzkie, podobnie jak pół oswojonych owiec stada, chociaż trzymały się odeń z daleka, powoli szły za nim kupami. Wlokły się bezmyślnie, nie wiedząc czemu, jak stado za pastuchem. Czasami prowadził gromady daleko ku zachodowi słońca. A choć oślaki zawracały trzody, nic to nie pomagało, dopóki sam Kudil nie zawrócił. Obchodził tak stepy, miarkował, wypatrywał czy nie widać krańca żółtomglistego kraju. Raz się zbliżył aż do pięknego źródła tajemnego, gdzie jaśniejsze powietrze. Rzesze