Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie — zaprotestował żywo starszy Abrum — od czegóż jest czibah? Panicz nie wie?
— Nie wiem. Cóż to znaczy?
— Ja nie umiem tak mówić, może reb Bjumen wytłumaczy — wymówił się Abrum starszy.
— Czibah, proszę panicza księdza — wyjaśniał Bjumen — to tak jakbyśmy wszyscy jechali z Kołomyi do Kosowa, i my już w bukowinkach, na górze w Jabłonowie. Tam ładnie, wesoło, popasamy, pasażerów huk, czekają, płacą. A tu z góry widać: strach, gwałt, Kołomyja się pali! A ja do komendy, krzyknę na moje bałaguły: pieniądze oddać! Curik! Galop do Kołomyi, wozić wodę, ratować! — Czibah to nawrót. Takim Pan Bóg daruje. W Piśmie stoi: „Mówi Pan, ja jestem chasyd, nie będę się gniewać wiecznie.“ I kiedy Ostatni possie Lewiatana, powieje wielki przeciąg, wszyscy zawrócą z Gehenny i zacznie się cug, duch, ruch, z powrotem do góry.
— A tamten wypuści ich? — zapytał seminarzysta.
— Któryż tamten?
— Zły duch, głowa lewicy, jak powiadacie.
— Samael? Co on ma do gadania! On też poleci.
— Szatan poleci do Boga — pan Ajbigman zaśmiał się szczególnie głośno, wyzywająco.
— On już nie szatan — mówił dalej Bjumen — on przecie Samael. Panie Ajbigman, powoli! Zobaczymy kto śmieje się na ostatku. Ostatni będzie największy cadyk, największy kłopotnik. Stamtąd od Lewiatana uśmiechnie się z serca, także do Samaela, to przecie nauczyciel. I pociągnie wielki wiatr! Stopi się jad Samaela, odpadnie trucizna, to znaczy Sam, i zostanie El — to co Boże.
— Tak pisze ten Wielki z Safed, to pewne — dodał cicho Abrum starszy.
Najwyższy z wszystkich wzrostem majster Muraszko, spoglądając z góry zaśmiał się cierpko. Wydymając wargi w trąbkę zadudnił ponuro:
— Tfu! Ładnie by to wyszło, panie dobrodzieju, gdybym ja był ostatni i adiustował podłogi w Krzyworówni po weselu. Wymówka dla niedbaluchów bez honoru — jedźmy już!
Starszy Abrum znów ożywił się.
— Honoru? Panie majster, a co powiedziane? Trzeba brać odwrotnie i z tamtego boku.
— Z tamtego boku — prychnął majster — a potem całą