Strona:Stanisław Tarnowski-Mowa nad grobem ś. p. Lucyana Siemeńskiego.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bić się już nie może, idzie, gdzie swobodnie głośno czuć i mówić może, gdzie spodziewa się znaleść nieprzyjaciół nieprzyjacielowi swemu, i jak oni wszyscy znowu szuka drogi do powrotu. Szuka jej na różnych kierunkach myśli, w różnych pojęciach i naukach, gnany tym popędem, który Mickiewicza wiódł do błędnego mistycyzmu, Władysława Zamoyskiego na wszystkie pola bitew, Kajsiewicza do zakonu, innych do spisków i tajnych związków, a zawsze w tem co myśli lub robi, jest poezya wygnania i tęsknoty, w tem co pisze jest żądza działania.
Ale w tej młodości swojej tak do rówienników swych podobny, dojrzewając zaczął się z między nich wyróżniać, tło duszy zostało to samo, ale osobistość i powołanie człowieka określiły się wyraźniej, i odcięły tak jego zarysy, że z ogólnego tła emigracyi wystawać zaczęła postać osoba,n i w swoim rodzaju jedyna.
I znalazł wreszcie. Nie rozwiązanie pytania, nie zwycięstwo, o którem marzył, ale drogę życia dla siebie, a dla wszystkich jedną z tych ścieżek niezliczonych, które razem dopiero stanowią szlak wiodący z pustyni do ziemi obiecanej.
Mówią o ludziach bogato obdarzonych, którym wszystko łatwo i co zechcą to zrobić potrafią, że do wszystkiego zdatni, nie są przydatni do niczego, bo z wielkiej liczby swoich zdolności i chęci nie umieją wybrać jednej i wyrobić sobie powołania. Lucyan Siemieński był jednym z tak obdarzonych. Kiedy napisał wiersz, żałowało się, że ich nie pisał więcej, kiedy dotknął nauki, dziwić się było jak wszystko wiedział, kiedy mówił o sztuce zdawało się że powinien był jej się tylko poświęcić, a w sprawach publicznych miał sąd tak trafny i wzrok tak przenikliwy, że przychodziło pytać z żalem, czemu się