Strona:Stanisław Przybyszewski - Z gleby kujawskiej.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niech tysiące Zbawicieli jeszcze na krzyżu skona, byle tylko stłumić ten lęk, ukoić choć na chwilę tę rozpacz.
I znowu z dziką tęsknotą, z rozpacznem pragnieniem ukojenia, krzyczy za Lucyferem, który ją porzucił w chwili, kiedy się jej zdawało, że tamten zbawić ją może i szaleje z tęsknoty za jego rozpustną rozkoszą, jaką on tylko daje, za dreszczami lubieży, co jej kości przeszywają.
I znowu Lucyfer przy niej i w niej.
„Duszo zbłąkana! duszo! wierzysz we mnie?“ pyta.
„Wierzę, ach wierzę! tęsknota, której się oprzeć nie mogę — Lucyferze! Lucyferze!
Ach! pieść, pieść i całuj!... Niech w miłości twojej utracę bytu świadomość. A! zgoi moja się rana, co taką katuszą dręczy mnie wieki?
A szatan, zwycięzki, dumny, ale straszny i smutny nic jej nie przyrzeka, zdjął go ból tego, co zwycięztwo swe okupił połową ludu swego, a teraz ponurem okiem powłóczy po strasznych cmentarzach: