Strona:Stanisław Przybyszewski - Z gleby kujawskiej.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fiarzy płynie poprzez te morza mgieł, biedne, chore światło!
Kiedy mgła się wznosi i roztapia się w mżącym dżdżu — o! to już za wiele — to tylko, zwolne rozpływanie się czegoś, co było zgęszczonem, to tajanie jakiejś zadumy — a w duszy uwalnia się coś i skrapla się w długie, perliste łzy i spada na dno duszy, jedna perła za drugą, coraz smutniej, coraz boleśniej, o Boże!
A cały świat staje się jedną, jedną straszną bolesną tęsknotą, i w każdej łzie się odbija i z nią razem w jakieś przepastne ciemnie spływać się zdaje.
To płacz bez jęku — płacze się, a żaden muskuł twarzy nie zdradza, że się płacze. Płacze się długimi sznurami szklistych pereł w swoje własne serce.
A gdy nadejdą jesienne noce księżycowe — kiedy nagie rżyska świecą się, gdyby olbrzymia podeszwa gęstym srebrnym gwoździem nabita, kiedy zalega tak straszna cisza, iż zdaje się, że świat cały na chwilę przestał kołować w swych błędnych kręgach, kiedy świat